środa, 30 listopada 2011

30 listopada 2011- Polacy gotuja

Razem z Alesiem wybraliśmy się do Witka i Agatki, żeby ugotować wspólny obiad. W trakcie zakupów musieliśmy wielokrotnie zmieniać menu, bo cały czas czegoś nie mieli w sklepie: marchewki, wiórków kokosowych, śmietany, ziemniaków.. W końcu udało się zrobić pierś z kurczaka w sosie z jogurtu+ placki ziemniaczane i sałatka z ogórkiem:) Wstawiam kilka zdjęć z targu, gdzie kupowaliśmy warzywa:)

świeże kurczaczki( z tyłu klatka z tymi jeszcze żywymi)

targ

targ c.d.

zadaszenie targu
a tu już targ w centrum handlowym, z tyłu kapliczka jako jedno ze stoisk..

owoc- nagroda na chińskim za znajomość słówek


wtorek, 29 listopada 2011

29 października -Pianista

Rano prezentacje(najpierw IBS, a potem na temat naszych home universities, która co prawda się nie odbyła), a wieczorem seans w akademickim kinie(za darmo). Fajny dzień:)


Kino na uczelni- Pianista

tajwańska przekąska- coś między naszym haburgerem a kebabem

Po filmie zaczepiła mnie dziewczyna, która zapamiętała mnie z zajęć j.polskiego, opowiadała mi o swoich podróżach(USA i Kenia), poleciła kilka tutejszych przysmaków i czytała po polsku:)

Sklepik z napojami, logo sklepu  jest wierną kopią twarzy właściciela

Ts pierwsza herbatka jest najlepsza(mnie smakowała)

28 października 2011- Tea Party

W ostatniej chwili dowiedziałam się o wydarzeniu organizowanym na NTU- sztuka picia herbaty. Oprócz profesjonalnego szkolenia i degustacji mieliśmy też kilka konkursów, mój stolik wygrał w konkursie na "rozpoznawanie" herbaty. Ja spróbowałam białej, OOlong i starożytnej OOlong. Najlepsza jest według mnie ta normalna OOlong.
tak to wygląda na plakacie

a tak w rzeczywistości

Dzbanuszek z herbatką. Przy nalewaniu herbaty ważny jest sposób przytrzymywania przykrywki. Kiedy naciskamy palcem na tę kuleczkę u góry, to z dzbanuszka nie wyleci ani kropelka:) wystarczy przesunąć palec troszkę w bok i już można nalewać, genialne!

chciałam zrobić zdjęcia ciasteczek, ale zostało tylko pudełko...najlepsze jest to, że jak spróbowałam jednych z ciastek to strasznie mi nie smakowały. Tajwańczycy zapytali się czemu. Ja na to: bo smakują, jakby były bardzo stare. A oni na to: no tak, te mają 30 lat.


poniedziałek, 28 listopada 2011

24-27 listopada Panasia MUN

W środę spotkałam się razem z Alesiem i Witkiem na Pizzy Hut all you can eat za 30zł. Rozmawialiśmy i o Azji i o podróżach, a potem wyciągnęłam książkę do chińskiego i Witek zaczął tłumaczyć pochodzenie kolejnych chińskich znaczków, popłakałam się ze śmiechu:)

Pizza Hut jako ostoja zachodniej kultury

popsuta od tygodnia winda w akademiku


Pt-so-nie brałam udział w Symulacji Obrad ONZ(Panasia MUN) jako Tunezja. Byłam w komitecie UNEP(energia odnawialna i środowisko).

Większa część mojego sojuszu, jest też i Ian jako reprezentant Urugwaju
 


W skrócie jakie są zasady:
  1.  Każdy komitet ma 2 tematy-przed obradami trzeba wysłać podsumowanie tych 2 tematów odnośnie do kraju, który się reprezentuje(ja np. pisałam o projekcie elektrowni słonecznych)
  2. W trakcie Sesji 1., zaraz po sprawdzeniu obecności, głosuje się na jeden z tych tematów i tylko nad tym się potem debatuje: 2 przemówienia popierające Temat1, potem 2 przemówienia popierające Temat 2 i głosowanie(tylko Tak/Nie).
  3. Po wybraniu tematów każdy chętny może się wypowiedzieć(General Speaker's List)
  4. Można też zgłosić Topiki do dyskusji na forum(Moderated Caucus), wtedy kraj zgłaszający temat mówi np.: Topik: Korzyści dla Krajów Afrykańskich z wykorzystania odnawialnych źródeł energii Total Time: 20 minut Each Speaker: 1.5 minutes i wtedy cała sala głosuje, czy chcemy dyskutować na dany temat, a potem zgłaszają się chętni do wypowiedzenia się na dany temat. Jeśli zajmie to komuś krócej niż 1.5 minuty do może swój czas oddać dla "Chairów" albo dla innego kraju.
  5. Inne rozwiązanie to rozmowy w kuluarach(Unmoderated Causus). Wtedy zgłasza się temat i Total Time, i jeśli temat przejdzie to wtedy można nad nim dyskutować np. przez 20 minut gdzieś na korytarzu, już znacznie swobodniej:)
  6. W trakcie Sesji 2 i 3 pracuje się nad Working Papers(konkretne propozycje rozwiązań), które może zgłosić każdy kraj. Z połączenia tych kilku Working papers powstają Draw Resolutions(projekty rezolucji), tworzą się podgrupy i koalicje krajów. Przed 4 sesją max. 2 projekty rezolucji muszą być wysłane do Chairów.
  7. Każda rezolucja składa się z preambuły(każda linijka musi zaczynać się od konkretnego słówka typu Regarding....), która mówi o tym co udało się już dokonać, a potem są propozycje reform. Na początku 4. sesji fundatorzy rezolucji prezentują ją, potem są pytania i propozycje reform. Na koniec głosuje się na wybraną rezolucję(Tak, Nie, Wstrzymuje się, Pass(2. runda)).

    Tunezja głosuje:)
Oprócz części merytorycznej mieliśmy też zorganizowane imprezy. W piątek uroczysty tradycyjny tajwański obiad All you can eat(czułam się jak na eleganckim polskim weselu) z licznymi występami-zamieszczam filmiki, niestety "komórkowej" jakości. W sobotę nie mieliśmy imprezy, więc spotkałam się z "Tymkiem" na wymianę językową, a w niedzielę mieliśmy imprezę pożegnalną w klubie w Taipei 101(Sparks), All you can drink, czyli pełen lans.

W trakcie obrad poznałam wielu mądrych ludzi, taką tutejszą elitę:) Z tubylców Tung-Ying Hsieh i 戴偉臣, z obcokrajowców np. Francuza Iana, który studiuje w Kanadzie; Dominikanina Gustawo; Viktora i kilka Niemców... W odróżnieniu do darmowych obrad w Polsce tu trezba było zapłacić 200zł, ale się opłacało:)

Występ tradycyjnych  tajwańskich bębniarzy


zespół z NTU



zrób sobie sam tajwańskiego hamburgera- uroczysty obiad


A to moja kolacja przed wymianą językową. Kucharz zapytał(norma) czy jestem z Francji, powiedziałam, że nie, że z Polski. Wtedy on pokazał mi na Fejsie swojego dobrego kolegę z Polski, do dania dodał za darmo 2 słodkie ziemniaki(te w lewym górnym rogu), i pomógł mi zamówić sok z avokado. Sok wyjątkowo mi nie smakował i szczerze to przyznałam, więc on go zabrał i przyniósł inny napój- za darmo. Wow!

Żeby mieć wstęp na imprezę pożegnalną, trzeba było wypełnić ankietę  nt. MUN-u (na którym obowiązującym językiem jest angielski...).Zgadnijcie, na ile oceniłam jasność dostarczonych materiałów..
Wspólny lunch:)


wtorek, 22 listopada 2011

16-23 listopada 2011 Fondue

17-ego listopada- szwajcarskie Fondue
Minsi(Michael) przyznał się, że lubi gotować, noi nie było już odwrotu..

after na Roofie czyli dachu:)

Oprócz Fondue byłam na co tygodniowym spotkaniu z moim Buddy, w niedzielę o 8 rano(!!!!) umówiłam się na wymianę z językową z kolejnym Tajwańczykiem w Starbucksie(uczy się 2 miesiące, czyli tyle, co ja chińskiego, a czyta i wymawia po prostu genialnie!). Potem poszłam na Mszę, spóźniłam się na tę po angielsku, więc byłam na tej po chińsku. Zrozumiałam Ewangelię! Bo było "Wo yao chi..Wo yao he.." czyli Chcę jeść..pić, więc domyśliłam się, że chodzi o "Byłem głodny, a daliście mi jeść" etc. I wyłapałam kilka słówek z kazania. I jedno całe zdanie zrozumiałam, co da się przetłumaczyć: "My zawsze mówić ja chcę ja chcę ja chcę, a to niedobrze". Resztę czasu spędziłam na pracy projektowej(Google) i nauce.

W piątek wybrałam się na specjalny event organizowany przez Global MBA- Testowanie Wina. Najpierw mieliśmy krótkie szkolenie, jak te wina smakować, a potem mogliśmy pić i jeść(sery francuskie i szwajcarskie, pizza) do woli. Mnie najbardziej smakowały wina z Południowej Afryki:)

Ostatnio wieje trochę grozą: Po tym winie mieliśmy iść do klubu. Ale do mojego znajomego zadzwoniła znajoma, mówiąc tylko "wszędzie jest krew". Przestraszyliśmy się i zaczęliśmy jej szukać. Jakoś doszła do domu, tam ją też spotkaliśmy. Chcieliśmy kupić jakąś wodę utlenioną, cokolwiek żeby odkazić ranę(dosyć duża, na dłoni), ale nic nie chcieli sprzedać! W końcu pojechała do szpitala, ma 6 szwów. Z innym podobnych wydarzeń: Belg, najwyższy na wymianie został pobity w klubie..podobno przez swojego kolegę z Europy. Ma 9 szwów na brwi.

We wtorek po zajęciach Aleś pokazał mi stołówkę, która jest bardzo blisko akademika. Zamówił dla mnie zupkę, ktora składała się z wywaru, makaronu, zielska i poszatkowanego mięsa z kurczaka, ale była po prostu pyszna!!! Zapłaciłam 5zł:)

A tu parę przypadkowych zdjęć z komórki:

bawarka:)

coś bardzo niedobrego

dzień otwarty Taidy

zdjęcia absolwentów przed biblioteką

wtorek, 15 listopada 2011

11-15 listopada -Singapur

Co zobaczyłam w Singapurze:
-Asian Civilisation Museum- w museum są 3 sekcje: chińska, hinduska i arabska, warto pójść na wycieczkę z przewodnikiem- wysiadamy na Raffles Place
-Marine Bay- dzielnica wieżowców, finansowa, luksusowa
-Clarke Quay- dzielnica klubów, restauracji, kafejek
-Little India&Arbaic Street&China Town
-Pulau Ubin- dzika wyspa, można zobaczyć Singapur z lat ’80-tych
-Sentosa- wyspa rozrywki, byłam w Universal Studio(lepszy niż Disneyland), jest tam też plaża, generalnie tourist trap (pułapka dla turystów)- Harbour Front

Komunikacja:
Singapur jest wyjątkowo międzynarodowym miastem,  językiem oficjalnym jest angielski(choć to jest tzw. Singlish, ale w miarę zrozumiały;)), więc można bez problemu pytać o drogę etc. Trzeba pamiętać, że jest to też miasto zakazów, np. handel gumą do żucia został zakazany, można mieć problemy jak się ją też wwozi na terytorium Singapuru. Podobnie jak w Taipei, w metrze nie wolno jeść ani pić.

Transport:
Komunikacja jest absolutnie perfekcyjnie zorganizowana. Z lotniska do centrum można dojechać metrem(zielona linia), przystanek Changi Airport. Metro kursuje do około 23-ciej. Są bodajże 3 terminale, komunikacja między nimi to darmowe shuttle busy.
Żeby podróżować po Singapurze najlepiej kupić sobie kartę do metra/autobusów, trzeba ją doładowywać, nie ma biletów miesięcznych etc., ale są bilety turystyczne na 3 dni(zdjęcie). Ja miałam normalną kartę miejską, zapłaciłam za nią chyba 12 SSD, z czego 7 było do „mojej deyspozycji’. Na 5 dni wydałam około 30 SSD na transport. Kartę przykłada się do bramek kiedy się wchodzi na teren MRT i kiedy się z niego wychodzi(tak jak w Tajpej). Bilety jednorazowe kupuje się w automatach, po przejechaniu trasy trzeba je zwrócić, wtedy dostaje się 1dolar depozytu.

I jeszcze trochę singapurskiego słownictwa(pisownia fonetyczna- moja):
Jaja papaja- szpaner
Kiasu- szczurek, chce być lepszy niż inni
Giasi-ostrożny, nadmiernie bojący się o siebie
alamak- o mój Boże!
Lov, la, li- znak zapytania, taki "przecinek", tylko, że na końcu zdania:)

Co trzeba spróbować:
rojak; spring rolls, popiah, char kway tiao; carrot cake; hokkien mee; roti prata(pizzowate)  

1.       Dzień 1. (piątek)

Obudziłam się o 14J Na początek zatrzymałam się u mojej koleżanki z Polski- Kasi, w akademiku. Akademik to tak naprawdę mieszkanie studenckie: 4 osoby, 2 sypialnie +salon +kuchnia +łazienka. W łazience był prysznic + WC. Prysznic „wystawał ze ściany”, nie było kabiny prysznicowej, co mnie bardzo zdziwiło. A na klatce schodowej spotkałam jaszczurkę. Przez cały dzień i noc ćwierkają ptaki:P
Wieczorem wybrałam się do Asian Civilisation Museum, bo jest wstęp wolny dla turystów między 7-9 wieczorem. Udało mi się tam trafić, ale okazało się, że jest jakaś hinduska uroczystość/targi, więc muzeum jest zamknięte. Przez chwilę rozmawiałam z ochroniarzem, wyrażając swoje głębokie rozczarowanie i smutek. Poczłapałam powrotem na most, wtedy on mnie dogonił i dał 4 darmowe bilety jako rekompensatę!

Na moście porobiłam parę zdjęć i usłyszałam, że przechodząca obok mnie para rozmawia po polsku, więc zapytałam: „Polacy?”, co było tak naprawdę pytaniem retorycznym. Patryk i Asia, którzy są już tu na stałe, poprowadzali mnie po Marine Bay, razem oglądaliśmy pokaz laserów z Marine Sands(3 wieżowce połączone łodzią na górze). W międzyczasie jedna z kobiet z ulicy zapytała: „Czy mogą mi Państwo pomóc?” Okazało się, że to kolejna Polka, która przyjechała w odwiedziny do córki. Już całą czwórką poszliśmy na dosyć drogą kolację(food court całkiem przy zatoce), a potem rozdzieliliśmy się. Ja razem z 2-gą Polką poszłyśmy do Marine Sands, zobaczyłyśmy Kasyno(z obcym paszportem wejście gratis, dla tubylców 100 dolarów).

Hotel Marine Sands

Polacy w Singapurze- nasze Święto Niepodległości!



2.       Dzień 2. - sobota 
a la Chińczyk
Z samego rano wybrałam się do Asian Civilisation Museum. O 11-stej była darmowa wycieczka z przewodnikiem(Amerykanka, nauczycielka chińskiego). Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Były np. eksponaty religijne z Sumatry. Tam szamani porywali dzieci z innych plemion, a potem kiedy dzieci miały 8-9 lat zabijali je, następnie palili, a popiół wsypywali do różdżki, co dawało im magiczną moc. W museum była jedna różdżka, z prochem 2 dzieci. 
różdżka
Próbowały uciec, wiele osób im pomagało, jednak szaman znalazł je i  skonstruował różdżkę, która dodatkowo rzucała klątwę na osoby, które pomagały tym dzieciom. Po otwarciu museum okazało się, że ludzie niepewnie się czują w pobliżu tej różdżki, a wyznawacy tamtejszych religii wyczuwają energię/czyjąś obecność. Problem rozwiązano, kiedy usunięto prochy z różdżki.

Budda
Wiele też słuchałam o Buddzie. Wywodził się z bogatej rodziny. Jego ojciec chronił go przed wszelkimi „nieszczęściami” tego świata, nie dopuszczał do niego ludzi starszych, chorych etc., bo usłyszał przepowiednię, że musi o niego dbać, bo jego syn będzie przywódcą politycznym bądź religijnym. Kiedy budda dorósł i wyszedł na ulice, zobaczył „brzydotę” tego świata i zastanawiał się, jak od tego uciec. Mnisi nauczyli go wtedy medytacji. Udało mu się osiągnąć nirwanę, czyli, że wyzwolił się ze wszelkich pokus tego świata. Jedna z opowieści mówi, że zły duch chciał go zwieść i stawiał przed nim różne piękne kobiety. Budda był niewzruszony. Wtedy Zły zapytał, kto mu dał tę siłę. Wtedy budda dotknął ziemi i powiedział, że to stamtąd czerpie energię.  Na posągu jedną rękę ma wzniesioną , drugą ręką dotyka ziemi. Normalnie ludzie znają tylko świat, który ich otacza. On natomiast poprzez ten gest pokazał, że wie wszystko, zna wszystko i że jest wszechmocny- nie ruszając się, może wszystko.  Było też kilka opowieści o hinduskim pawiu i o małpie z głową lwa.

Nasze międzynarodowe trio
W muzeum poznałam 2 chłopaków: Kandayjczyka(z Birmy) i Amerykanina( z Indii). Razem wybraliśmy się do dzielnicy indyjskiej(miałam okazję wypróbować tradycyjne hinduskie lody) i arabskiej, byliśmy w meczecie, na shieshy i na lunchu. Świetnie się dogadywaliśmy, niestety Amerykanin miał lot tego samego dnia, więc tylko z Kandyjczykiem pozostałam w kontakcie i mogliśmy razem zwiedzaćJ Wieczorem kuzynka Kanadyjczyka zabrała nas na Sentosę, gdzie nocą obejrzeliśmy wodno-świetlny pokaz, następnie w Chilis (sieciówka z amerykańsko-meksykańskim jedzeniem) zjedliśmy kolację.























3 dzień
Rano spotkałam się z Amandą, do której miałam się przeprowadzić. Poszłyśmy do China Town. Tam popróbowałam tutejszych specjałów, kupiłam kilka pamiątek, a potem razem z Kanadyjczykiem pojechaliśmy na Pulau Ubin. Jest to dosyć daleko od centrum. Najpierw na koniec fioletowej linii, potem autobusem nad wybrzeże, a potem łódką na wyspę. Wyspa wygląda jak niektóre stare polskie wioski dzisiaj. Zwiedza się ją na rowerze(2dollary za godzinę). W puszczy zaskoczyła nas tropikalna burza, więc byliśmy całkowicie przemoczeni. Dodatkowo często spotykaliśmy na naszej drodze dziki.

Wieczorem ponownie dołączyła do nas kuzynka Kanadyjczyka i  jedliśmy sushiJ


ja i Amanda

kocham azjatyckie manekiny

...i zegarki













4       Dzień 4.- poniedziałek
Cały dzień spędziłam z Kanadyjczykiem na Sentosie. Na Sentosie są 2 różne pakiety atrakcji do wykupienia. Jeden z nich to Universal Studio(60 dollarów), drugi to Sentosa bez Universal(60 dollarów). Jako, że drugi pakiet to np. wypożenie rowerów czy wspinaczka linowa, to postanowiliśmy wypróbować Universal Studio. Zdecydowanie strzał w 10! Szczególnie polecam rollercoaster w Starożytnym Egipcie- „Zemsta Mumii”- podziemny oraz niebieski w Science Fiction. Poza tym są 2 super przedstawienia z aktorami: jedno w Waterwold- aktorzy byli w czymś w stylu osady na dzikiej wyspie, najechani przez piratów, zaczęła się prawdziwa strzelanina, przegrani zostali zrzucani do wody z dosyć dużych wysokości, w zatoce wylądował samolot, my też oczywiście zostaliśmy oblani wodą, czuliśmy żar ognia w trakcie eksplozji....Niesamowite widowisko, takie rzeczy widzi się tylko w filmach, tu mieliśmy okazję być prawie że na planie filmowym. Drugie przedstawienie to musical, w którym udział brali aktorzy przebrani za powtory (Drakula, Frankenstein, Mumia). Mega! Fajne było też kino 4D ze Shrekiem(oprócz okularów 3D można było poczuć wiatr, ruszające się siedzenia, pająki, wodę etc.) i efekty specjalne(ogień, woda etc.) w  New York. Poza tym na ulicy było wiele osób przebranych za bohaterów filmowych(razem z nimi chodzili pracownicy muzeum, którzy pomagali turystom robić zdjęcia), na scenach występowali piosenkarze, po prostu na każdym rogu jakieś show! Jedliśmy pizzę w Hollywood(ćwiartka dużej+Cola=13 dolarów, droga, ale dobraJ).

Wieczorem wybraliśmy się na Clarke Quay- dzielnicę klubową. Zasiedliśmy w shiesha barze0 Sanrig-co było kolejnym strzałem w 10. Obok naszego stolika była scena, na której 3-krotnie były pokazy tańca brzucha i jeszcze gry na bębenku. Spróbowałam tam drinka Singapure Sling, smakuje trochę jak Tequila. Dołączyła do nas Jasmine, która opowiedziała trochę o swoich podróżach po Azji, a potem mieliśmy małe after party u Amandy.































5         
dzień

Jadłam tosty z masą kokosową i na wpół-gotowane-jajko, popijając bawarką.


"Po czym poznać hinduską świątynię? Po krowach" ;)


Tajpej już mnie witało nawet w metrze w Singapurze...