poniedziałek, 7 listopada 2011

28-29 październik Hualien-Taroko-Rafting

Do Hualien jedzie się 2,5 h pociągiem za około 40zł(inne ceny w jedną i drugą stronę). W samym Hualien nie ma co zwiedzać- miasto składa się ze sporego placu, na którym stoi chyba Chang Kai Szek(co ciekawe odwrócony tyłem do placu). Tam zbierają się rowerzyści, którzy robią sztuczki, jeden z nich kupił nam wór ciasteczek ananasowych.

Pierwszego dnia wypożyczyliśmy skutery. Jako, że jesteśmy Europejczykami musieliśmy płacić 50 zł zamiast 35, które były w cenniku i jeszcze dodatkowo za benzynę, tym razem też trzeba było pokazać prawo jazdy. Co gorsza, jeden z moich znajomych zderzył się z taksówką, na szczęście niewielka stłuczka, ale musiał zapłacić około 300zł(200 dla taksówkarki(? kierowcą była kobieta) i 100zł dla wypożyczalni skuterów).

Pojechaliśmy do Parku Narodowego-Taroko, oddalonego o 12 km. Tam często musieliśmy się zmierzyć z tzw. off-roadem, było wiele tuneli w górach, wodospadów(np. wyjeżdżasz z tunelu-normalna droga- a na jezdnie spada wodospad). Na tym terenie trzeba mieć kaski, więc opłacało się wypożyczyć skutery jednak. Odległości są duże, więc zwiedzanie na piechotę nie wchodzi w grę. Wokół są dosyć wysokie góry, więc trzeba liczyć się z tym, że Słońce wcześniej zachodzi( już o 17.30 było ciemno).

Mieliśmy przez to problem z powrotem, wiele razy się zgubiliśmy, w końcu dojechaliśmy do Carrefoura i tam znaleźliśmy mężczyznę a) mówiącego angielsku b) kompetentnego, który wiedział, jak wskazać drogę.

Kiedy oddawaliśmy skutery, facet z wypożyczalni zaproponował nam nocleg. My mieliśmy co prawda zarezerwowany hotel(bez zaliczki, w Azji wszystko "na gębę"), ale postanowiliśmy jeszcze sprawdzić. Choć nie mogliśmy już wynająć pokojów grupowych, to dwójki z łazienkami kosztowały jakieś niecałe 30zł za osobę, więc długo się nie namyślaliśmy. Ten hotel jest bardzo blisko dużego placu, właściwie w jednym z jego rogów.

Trochę geografii, matematyki i orientacji w przestrzeni.
Plac jest kwadratowy. Kiedy dworzec jest dolnym bokiem kwadratu(na tym boku jest też Visitor Center), to ten hotel jest w prawym górnym rogu. W lewym górnym rogu placu jest 7 eleven, na górnym boku jest też wypożyczalnia(kiedy wejdzie się w ulicę, która rozpoczyna się przy tejże wypożyczalni skuterów, to widzi się w oddali 7 eleven, przy tym 7 eleven jest też restauracja, w której jedliśmy śniadanie-naleśniki).

Na następny dzień pojechaliśmy na rafting. Na rafting umówiliśmy się w Visitor Center poprzedniego dnia, coś pokręcili z godzinami: umówili nas na 7:30, a nam powiedzieli, żeby być o 9:30. Na szczęście mimo to pojechaliśmy. Podróż busem(najnowszym i najtańszym-jak zapewniał nas przewodnik-kierowca) trwała 1,5h, bus miał pojemność 10osób czyli idealnie. Na miejscu dostaliśmy kamizelki ratunkowe i czepki, za wypożyczenie butów trzeba było zapłacić 5zł, a za ich kupno 10zł. Początkowo chciałam wypożyczyć, ale kiedy przeszłam kilka kroków to stwierdziłam, że są wyjątkowo wygodne i kupiłam, zresztą nie tylko ja:)

Pojechaliśmy kolejne 20 minut, dostaliśmy instrukcje łamanym chińskim i angielskim, wzięliśmy ponton i ruszyliśmy. Różnice w raftingu w Europie(Słowenia), a Tajwan.

  • strój: Słowenia-całe ciało w kombinezonie; Tajwan-kamizelka+czepek czyli nogi i ręce "gołe"
  • siedzenie na pontonie: Słowenia- nogi w środku, przytrzymywane sznurami/linami; Tajwan: siedzenie okrakiem na boku łodzi, jedna noga poza łodzią, w razie zbliżania się do kamieni, trzeba szybko reagować i je podnosić:P
  • instruktor: Słowenia-płynął z nami na pontonie; Tajwan: płynął obok w pontonie
  • poziom adrenaliny- ten sam, ale na Słoweni to się nazywało adrenaline rafting
  • straty w ludziach: na Słowenii nikt nie wypadł, tu z łódki wypadły 2 osoby
  • dodatkowe atrakcje: na Słowenii skakaliśmy do wody z wysokości 3-4 metrów, na Tajwanie instruktor brał nas pojedynczo do swojej motorówki, żeby szybko pojeździć na falach, często też się z nim chlapaliśmy wodą, musieliśmy wylewać wodę z pontonu
  • cena: w Europie 50euro za transport+ubranie+rafting; tu 90zł!!! za transport+ubranie+rafting+obiad+zwiedzania fabryce słodyczy i zniżki na zakupy tam(każde pudło po 10zł).
na skuterze z Iane(Hiszpan)

w kawiarence-robimy za atrakcję turystyczną(wiele razy musieliśmy pozować do zdjęć, nawet policja raz się zatrzymała, wlepiła komuś mandat chyba specjalnie, żeby nam się poprzyglądać).

Z Hiszpanką Ane Fuicą- w Taroko zamknęli nam drogę powrotną(roboty drogowe) i musieliśmy  czekać pół godziny na otwarcie. Zrobił się niezły korek, była wielka biesiada na drodze, a my znowu robiliśmy za atrakcję turystyczną

Gdzieś w parku z Hiszpanami- obok mnie Francisco(jesteśmy razem w grupie projektowej na Services Marketing) i Raulem

Nasza dumna drużyna(Hiszpanie+Francuzi i ja jako Polska): Raul(H), Ian(H), Margo(Fr), Danielle,(Fr) Ja(prawie Fr), Ane(H), Mathilde(Fr), Francisco(H), zdjęcie robiła Lin(Fr z pochodzeniem Wietnamskim)


indiańskie skały

murek


wschodnie wybrzeże- checked!
nasz wesoły busik- jedyne zdjęcie z podróży na rafting, bo niestety nikt z nas nie miał aparatu wodoodpornego

W Taipei byliśmy o 20, a od 18 trwała uniwersytecka impreza Halloweenowa. Jako, że uniwesrytet tutaj rzadko, a raczej prawie wcale nic nie organizuje, to koniecznie chciałam na to pójść. Impreza za 30zł, all you can drink, niestety poszło za dużo spragnionych obcokrajowców, więc alkohol skończył się już o 19-stej. Mimo, że przyszłam 30 minut przed końcem imprezy, i już nie było alkoholu to kazali mi zapłacić pełną cenę za bilet. Po tej imprezie wyruszyliśmy do klubów. Kiedy normalnie Tajpej nie jest jakoś wybitnie zatłoczone, to tej nocy nie dało się nigdzie dojechać, tłumy ludzi wszędzie, bardzo wymyślnie poprzebierani. Wejścia do klubów były za darmo o ile miało się przebranie. Byłam nieprzygotowana, więc kiedy staliśmy w kolejce to moi znajomi wymazali mnie czerwoną farbą i jakoś to przeszło:) Byliśmu najpierw w Lavie, potem Sparks(? w Taipei 101 w każdym razie), aż w końcu skończyliśmy w dosyć eksluzywnym The Myst(wjeżdża się windą, niedaleko Babe18). W klubie o północy wystąpiły zatrudnione dziewczyny w seksownych strojach, potem tańczyły na rurze osobno na małych scenach.
W The Myst z Wendy(z Rotterdam School of Management), w tle znajomy Japończyk, Sherry i Michael

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz