piątek, 30 września 2011

30 września- surfing

Obudziłam się o 11-stej i dowiedziałam się, że za 15minut jest wyjazd na plażę. Szybko się spakowałam i pojechałam razem z 6 innymi osobami. Dojazd metrem na dworzec główny, a potem pociąg za 10,1zł, podróż- 1,5h. Byliśmy w Daxi na surfowaniu. Zapłaciłam 50zł(od 14-stej do około 18-stej), a nie dość, że dostałam sprzęt, ubranie, byliśmy wożeni na dwie plaże to jeszcze instruktor cały czas pływał z nami. Było parę chwil grozy- na pierwszej plaży fale były naprawdę duże. Nie byłam w stanie utrzymać się w wodzie stojąc, poza tym 2 razy przekoziołkowałam pod wodą, tak, że nie wiedziałam, gdzie jest dno, a gdzie powietrze. Z kolei Francuzka Manun rozcięła sobie brew..Na szczęście instruktor zmienił plażę, i potem było już tylko lepiej! Niestety, jeszcze nie umiem surfować stojąc na desce, ale kilka razy udało mi się dopłynąć aż do samego brzegu w przysiadzie! Daxi na pierwszy rzut oka to malutka wioseczka. Ale są 2 restauracje ze świeżymi(bo z akwarium) owocami morza. Krewetki były boskie, bardzo, bardzo mi smakowały- cały obiad za 10zł.
My, dechy i piasek szaro-czarny
Muszę jeszcze coś dodać. Wieczorem o 23 do naszego akademika wpadł mój buddy- Urban z ciastkiem urodzinowym. Dołączyła Sherry i rozmawialiśmy do 1 w nocy:)
Mój torcik:) Urban zapamiętał, że w Europie nie pyta się kobiet o wiek,
dlatego świeczka w kształcie znaku zapytania:)
Przy zdmuchiwaniu świeczek  można pomyśleć aż o 3 życzeniach-
niestety dowiedziałam się o tym już po zdmuchnięciu świeczki:/

Sto lat w lobby- najlepsze:)))

29 września-My day!

motylek  z mojego koszyka

Już teraz, gdy wspominam ten dzień, to się uśmiechamJ Na zajęciach wiele osób do mnie podchodziło, czasami nawet Ci, którzy mnie nie znali i składali życzenia. Profesor to zauważył i po przerwie kazał wszystkim śpiewać mi Happy Birthday! A potem wręczył mi prezent- napój energetyzującyJ Ale to nie wszystko! Po zajęciach znalazłam w moim rowerowym koszyku..motyla!

Wieczorem o 18-stej pojechaliśmy rowerkami na grilla nad rzekę. Byliśmy jako pierwsi, więc wieźliśmy też prowiant. Miejsce fajne. To taki park nad rzeką z małymi placykami przeznaczonymi do tego typu imprez. Świetnie się bawiliśmy. Mi i Francuzom brakowało muzyki, więc zaczęliśmy razem śpiewać. Poznałam wiele nowych osób stąd, np. główną koordynatorkę exchangów(rozmawiałyśmy z 30minut), Tajwanki, które były w Europie..Męczyliśmy tubylców wymową „rrr”, oni to wymawiają jako „drrr”. A kiedy jest im zimno/gorąco/chcą wyrazić jakąkolwiek emocje to piszczą „iii iii”. W ogóle były 2 rundy barbecue: o 6-stej i o 9-tej. Oprócz mięska i słodkich ziemniaków była też pizza. I alkohol. Ja byłam od początku do momentu sprzątania czyli od 18-stej do 23.20.  O północy całą grupą około 40-osobową pojechaliśmy do BABE18.
na barbecue z "Missy Toothpick" i Sherry
Na ten wyjątkowy dla mnie dzień założyłam szpilki kupione tutaj. Koledzy z zachodniej Europy powiedzieli, że bardzo im się to podoba, ale że u nich kobiety rzadko je ubierają i przede wszystkim nie potrafią w nich chodzić, a byli pod wrażeniem, że wytrzymałam w nich tak długo, że jechałam w nich na rowerze, że byłam w stanie szybko się przemieszczać. Nie zgadzałam się z nimi, ale z drugiej strony może mieli trochę racji. Kiedy czekaliśmy na taksówki  do klubu przyjrzałam się butom dziewczyn. Jedynie Tajwanki i ja miałyśmy wysokie buty, Europejki(Hiszpanki, Francuzki, Niemki, Holenderki etc.) WSZYSTKIE miały całkiem płaskie buty.

after party przy akademiku
Do klubu dotarliśmy grubo po północy, więc powinnam zapłacić za wstęp. Ale Esben zaczął tłumaczyć, że przecież mam urodziny, i udało mi się dzięki temu wejść za free, choć nie obyło się bez pokazywania i skanowania paszportu… Towarzystwo już bardziej zintegrowane, więc trochę więcej tańczyliśmy w parach. Co chwila ktoś mi zaczynał śpiewać sto lat i wszyscy się dołączali, zagłuszając muzykę w klubie. Przy barze zaczepiało mnie paru Tajwańczyków. Widzieli, jak duszkiem wypiłam parę szklanek napoju- był to sok żurawiny, ale z boku chyba wyglądał jak drink- i byli pod dużym wrażeniem:D Na koniec imprezy miałam dużo pracy, bo wszyscy nieźle zabalowali..Mimo to kontynuowaliśmy imprezę najpierw przy 7 eleven, a potem pod akademikiem, dopóki ochroniarz nas nie przegonił. Na koniec dnia część osób już potrafiła śpiewać całe polskie sto lat

wtorek, 27 września 2011

28 września 2011- troszkę marudzenia

Równo tydzień temu napisałam maila do profesora w sprawie uczestniczenia w przedmiocie New Products Development and Marketing, który jest w programie MBA(czyli powinien być po angielsku), a jest prowadzony po chińsku. Niestety nie dostałam odpowiedzi, dlatego wybrałam się na zajęcia, żeby porozmawiać osobiście. Profesor się spóźniał, więc zapytałam jednej z dziewczyn z klasy czy profesor już wcześniej przyszedł. Zadałam kilka podobnych pytań po angielsku, używając różnych konstrukcji gramatycznych i wykorzystując cały swój zasób słownictwa. Niestety, studentka studiów magisterskich, międzynarodowego zarządzania(uczestniczka programu MBA) odpowiedziała, że nie rozumie i że nie może mi pomóc…

rowerowe domino
Z kolei profesor powiedział, że nie wyobraża sobie, jak miałabym korzystać z wykładu skoro nie rozumiem chińskiego. Ja odpowiedziałam, że mogę przecież uczyć się z książek do tego przedmiotu(które są po angielsku) i z prezentacji powerpoint do wykładu(która jest po angielsku) i mogę mieć nawet na koniec egzamin. Wtedy on podkreślił, że trzeba zrobić projekt w grupie i powątpiewał, jakbym miała to zrobić. Szczerze powiedziawszy też miałam wątpliwości co do komunikacji, ale próbowałam go przekonać, że jest tu jedna z dziewczyn, która opiekuje się nami- exchangami, że potrafi mówić po angielsku więc może być tłumaczem, a finalną prezentację grupa może zrobić po chińsku, a ja swoją część powiem po angielsku. Ale niektóre rzeczy okazały się nie do przeskoczenia. A propos w ostatni czwartek na Services Marketing rozmawialiśmy o błędach popełnianych przez pracowników usług. Mówiłam, o ironio losu, o tak zwanych rulebook- czyli o osobach drobiazgowych, sztywno trzymających się reguł...

Kawiarnia przeprasza, że jest zamknięta 
To nie był koniec niemiłych porannych niespodzianek. Kiedy wróciłam po swój rower, znalazłam go pod stertą kilku innych rowerów. Tzn., że albo wyprowadzi się wszystkie naraz, albo żadnego. Na szczęście znalazło się paru śmiałków, którzy siłą wyciągnęli mój rower z tej plątaniny. Nie jestem pewna, czy nie uszkodzili szprych w rowerze sąsiadującym, ale nie wyglądali na przejętych tym faktem. 

Potem chciałam poprawić sobie humor poranną kawą. Obok akademika jest taka kawiarenka typu Coffee Heaven czy naszej SGH-owej Setki. Byłam tam o 9.30. Niestety zobaczyłam tylko napis po angielsku: „Przepraszamy, nie jesteśmy jeszcze gotowi, proszę przyjdź później”. Dla porównania Coffee Heaven jest otwarte już od 7 rano..Mimo tego podjęłam jeszcze jedną próbę- kupiłam kawę latte z automatu w akademiku za 2 zł. Otrzymałam kubek normalnej wielkości, ale tylko w połowie wypełniony kawą, och!

27 września 2011


makaron z sosem kokosowym-dobre! 15zł
Skromny(?) lunchyk - bułka z rodzynkami-5zł(sic!), potem chachacha(lista obecności oczywiście po chińsku, więc było zabawnie), a wieczorkiem obiadek w słynącej z makaronów restauracji razem z Sherry i Richardem(przechodzi się przez przejście dla pieszych przy Main Gate, skręca się w lewo i zaraz za stoiskiem z owocami schodkami na pierwsze piętro). Cały wieczór, a właściwie noc odrabiałam pracę domową -esej o powiązaniach Mozarta z Rousseau. Dobrze, że się przykładałam do j.polskiego w liceum i że pamiętam co nieco o dekadentyzmie:)

poniedziałek, 26 września 2011

26 września Szy-da nightmarket

ekskluzywny butik z ekskluzywną obsług ą

Jeszcze coś o night marketach. Po pierwsze: tak jak w Indiach mają święte krowy, tak tutaj rządzą psy. Jestem pod wrażeniem, ile ich tu jest. I nie szkodzi, że wchodzę do eleganckich butików- psy są na ladzie bądź plączą się mi pod nogami.. Po drugie: kiedy rzeczy są przecenione to NIE MOŻNA ICH PRZYMIERZAĆ. Już kilka razy rozpędziłam się do przymierzalni i mnie zatrzymano! Wczoraj zauważyłam super bluzkę przecenioną z 200zł na 100zł i też nie mogłam przymierzyć..Po trzecie: Przynajmniej na nightmarkecie Szy-da można znaleźć wiele..wież Eiffla. Takich metalowych, sprzedawanych w Paryżu. Następnym razem nakupię tego ile się da i będę tu handlować! Po czwarte: ceny ubrań są podobne jak w Europie, ale wiele rzeczy jest a) bardzo przecenionych (bluzki/sweterki po 10zł) i można się targować. Po piąte: polecam na Szy-da takie specjalne naleśniki zwinięte w rożek z nadzieniem owocowym bądź mięsnym jak kto woli. Sherry mi mówiła, że latem czeka się pół godziny w kolejce! W ogóle Szy-da to raj dla kobiet, ja zdążyłam jednego wieczoru(od 7 do 23) zobaczyć połowę sklepów. Po szóste: najbardziej modne są tu rzeczy nie tyle z Japonii co z..Korei! Ta wyżej wspomniana bluzka za 100zł była właśnie z Korei. I rzeczywiście, są to rzeczy bardziej wyszukane.

23-25 września Kenting-południe Tajwanu

Skutery rlz! Wypożyczenie skutera to 30zł za dzień, nie trzeba pokazywać żadnych dokumentów, podpisujesz papierek i jedziesz:) Ale to tylko przy plaży, w mieście za 45zł i z dokumentami:P My  jeździliśmy po 2 osoby, więc wyszło jeszcze taniej. I mieliśmy "prawdziwe", szybkie skutery(105km/h), a nie te elektryczne do 40km/h:)

Plaża obok Happy Panda Baru-według mnie najlepsza, byliśmy też na przejażdżce na "sofie"- taki ponton ciągnięty przez motorówkę, 20zł od osoby, bardzo polecam!

Happy Panda Bar

Oglądanie zachodu słońca..to nic, że było zachmurzenie całkowite:)))

Nocne powroty:)

Park Narodowy

Tajwańskie liany:)


Gdzieś w trasie z Niemkami
Nigdy więcej jedzenia koloru czerwonego..too spicy!
Night market-główna ulica Kenting

sprzedaż bułeczek/ hot-dogów

klub nocny z atrakcjami- jeden z trzech

drewniane pocztówki

oglądanie wodospadu miało być połączone z  wędrowaniem po górach, okazało się wspinaczką linową, a my wszyscy w japonkach,  no poza widocznym na zdjęciu Szwedem- przez część trasy powrotnej musiał iść boso..
wodospad- sami oceńcie, czy było warto...

picie mleczka kokosowego, pycha!

Gokarty- 20zł za 10minut
Nasz 4-gwiazdkowy hotel Green Island(125zł za dobę)-ogródek z basenem

Dlaczego u nas PKS-y tak nie wyglądają? Od Gaoxiong do Taipei jest 345 km, autobusem-5godzin za 63zł, wolnym pociągiem- 6 godzin za chyba 75zł, szybkim pociągiem-1,5h za ponad 150zł.

22 września 2011

Jesz ile chcesz, a płacisz 50zł:)



Grupowy lunch w stołówce obok biblioteki, potem zarabianie punkcików na Services Marketing, targi organizacji studenckich(stepowanie, kurs barmański, taniec brzucha, gotowanie- za każdy SKN trzeba płacić!), powrót z Louis na rowerkach, a wieczorem wielka kolacja w restauracji All you can eat za 50zł  za „niebieskim budynkiem”(owoce, desery, wszystkie gatunki krewetek, mięsko do usmażenia przy stole-oooj dzieje się, dzieje..)


środa, 21 września 2011

21 września 2011: 929 czyli od 9-tej do 9-tej na uczelni

Chciałam się zapisać na przedmiot New Product Development and Marketing. Wchodzę do klasy, już wyświetlony tytuł prezentacji, zadowolona siadłam w ławce. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nauczyciel zaczął prowadzić wykład po.. chińsku. Dlatego też szybko się zebrałam i poszłam na Cross-cultural management. To mój ulubiony przedmiot- ciekawy i bezstresowy, czyli taki, jaki lubię najbardziej. Zaraz po kursie poszłam do Sali komputerowej. Tam spotkałam Tajwańczyka, który zachęcał mnie do uczestniczenia w tutejszym SKN Wegetarianina! Kiedy chciałam wrócić do domu, spotkałam Sophie, która mi uświadomiła, że za 10minut są lekcje „z Mozarta”, więc obie szybko pojechałyśmy na kurs. Początkowo zrezygnowałam z tego kursu, bo myślałam, że wezmę w zamian New Produkt…, ale szybko podjęłam decyzję, że skoro się nie udało, to mogę chodzić „na Mozarta”. Nie miałam odrobionej pracy domowej, ale że coś pamiętałam z lekcji historii z gimnazjum i liceum(pozdrawiam profesorów!) to nawet udało mi się parę plusików zdobyćJ Na chińskim gnamy z materiałem, przerobiliśmy całą teorię dot. fonetyki(wyjątków więcej niż w całej gramatyce francuskiej), od następnej lekcji czytamy tylko z „krzaczków”. Udało się ustalić szczegóły dot. weekendu, jutro kupujemy bilety!

wtorek, 20 września 2011

20 września 2011- taniec

Będę chodziła na lekcje tańca ludowego w parach! J Tak jak już pisałam, we wtorki nie ma żadnych wykładów po angielsku, więc stwierdziłam, że to świetna okazja, żeby wykorzystać świetne zaplecze sportowe NTU i poszłam zapisać się na tańce. Od razu przy wejściu zagadałam jedną dziewczynę- okazała się studentką medycyny, więc świetnie mówiła po angielsku. Pomogła mi przekonać nauczyciela, żeby mnie dopisał do tego przedmiotu, dostałam zielony blankiecik, więc wszystko się udało! Sala taneczna jest duża, na 3 ścianach są lustra. Na salę wchodzi się boso lub w skarpetkachJ Taniec ludowy okazał się pewna odmianą rumby, więc świetnie sobie radziłam, a wręcz pokazywałam całej reszcie  np. jak się obracać. Na początku chłopcy się mnie trochę bali, więc pierwsze dwie zmiany tańczyłam z dziewczynami, ale kiedy jeden z nich się odważył, to potem doskoczyło do mnie dwóch :D  Umówiliśmy się na następny tydzień na dodatkowe ćwiczenia 45 minut przed lekcją.
podsmażane pierożki z mięsem i sosem+czarna herbata- 5zł

Na obiad poszłam razem z Sherry, Kevinem, Sophie, Nandą, Manu(?) I DżiDżi. Jadłam podsmażane pierogi z mięsem(szłej dziaaao) i sosem sojowym. Siedzieliśmy chyba z 1,5h rozmawiając o ekscesach jakie mają miejsce w Tajlandii..W nocy razem z Jorgiem, Laetitią i Olivierem siedzieliśmy na dachu planując najbliższy weekend..

poniedziałek, 19 września 2011

12-19 września- dużo się tego nazbierało..

12 września- Moon festiwal

Rano o 9 wyjechaliśmy naszą małą grupką na plaże Fulong Beach, tzn. Sherry i ja, Aleks i Piotrek, Zu, Louis i Esben. Najpierw trzeba było jechać MRT na dworzec, a potem pociągiem. Pociąg kosztował około 20zł. Jechaliśmy ok. 1,5h. Wysiedliśmy w małym miasteczku. Okazało się, że żeby wejść na plażę trzeba zapłacić 8zł! Jak wygląda plaża? Pas piachu, potem troszkę wody takiej do pluskania się i potem następny pas piachu i morze. I jeszcze duży most od lądu do tego drugiego pasu. Podejrzewam, że piach był przywieziony, bo, jak dla mnie, nie wyglądało to naturalnie. Ale przynajmniej piasek miał kolor piaskuJ

Fulong Beach: Dania-Francja-Węgry-Tajwan-Polska:)

Piach był tak gorący, że nie dało się po nim iść. Początkowo próbowałam wytrzymać, ale potem podskakiwałam:D I szybko do wody! Morze bardzo ciepłe, nie odczuwa się różnicy temperatur. Jest bardzo płytko tak przez 150metrów, więc kiedy chce się popływać to trzeba iść naprawdę daleko. A jak już się tam jest, to fale są zbyt duże i zbyt silne, więc jedyne co pozostaje to skakanie przez nie.

Leżąc na ręcznikach zaczęliśmy rozmawiać o relacjach damsko-męskich w różnych krajach. Dołączyli do nas inni exchangowie z NTU i zaczęliśmy grać w siatkę albo odbijaliśmy piłkę w kółeczkuJ

Trochę ociągaliśmy się z drogą powrotną, aż spóźniliśmy się na pociąg. W końcu pojechaliśmy takim z przesiadką i to był genialny pomysłJ

Niestety, ja z Sherry byłyśmy już bardzo spóźnione na barbecue do jednej z polsko-tajwańskich rodzin. Próbowałyśmy dotrzeć busem, ale w końcu wzięłyśmy taksówkę. Pojechałyśmy w góry, na strzeżone osiedle. Strażnicy dwa razy zatrzymywali taksówkę i nie chcieli nas puścić, ale kiedy ja- biała twarz- wysiadłam i zaczęłam im tłumaczyć to udało się dojechać bez problemuJ

Na Sherry kolacja zrobiła wielkie wrażenie, ja poczułam się jak w Europie: sałatka grecka, szaszłyki, świeże warzywa. Dowiedziałam się, że jest tu taki zwyczaj, że jak kobieta urodzi dziecko to ma takie specjalne miesięczne wakacje:  Zhuo Yue Zi- nie może wychodzić z domu, myć wlosów, oglądać TV, po prostu- nie przemęczać się. Była tak świetna atmosfera, że Sherry stwierdziła, że chyba wyjdzie za mąż za obcokrajowca;)

A co chodzi z tym Świętem Księżyca?
Dzisiejsza pełnia księżyca jest najjaśniejszą pełnią w całym roku. Jest o tym pewna legenda. Kiedyś Ziemię otaczało dziesięć słońc, co było bardzo niebezpiecznie. Dzielny Hou Yin zestrzelił 9 z nich i został królem. Ale szybko stał się tyranem. Udało mu się wykraść eliksir nieśmiertelności od bogini nocy. Jednak jego żona, chcąc ustrzec naród, sama wypiła ten eliksir. Wtedy uniosła się na Księżyc. Chińczycy wierzą, że w tę noc można ją tam dostrzec. Dla nich to bardzo ważne święto rodzinne. Tradycyjną potrawą są Ciasteczka Księżycowe- bardzo sypkie babeczki z żółtkiem jajka/dżemikiem w środku.  W ten dzień spotykają się na grillu. A dlaczego? Tego dowiedziałam się w trakcie jednego z moich przedmiotów(!)- bo jakieś 20 lat temu była w telewizji reklama sosu sojowego, w którym lansowano grillowanie w trakcie tego święta(!). To się nazywa tradycja!

13 września

Świetnie się dogaduję ze swoją współlokatorką, więc mamy zwyczaj rozmawiać do 4 w nocy (przynajmniej wtedy jest chłodniej). W związku z czym poranny telefon do mnie o  9-tej  był dosyć drastyczną pobudką, szczególnie, że głos w słuchawce mówił po chińsku. Kiedy poprosiłam o angielski, to zrozumiałam tylko „hello”, bo reszta była chińskim angielskim czyli bez różnicy. Na szczęście Sherry się obudziła i mi pomogłaJ Chodziło o przesyłkę z PolskiJ  Spokojnie obie się położyłyśmy, żeby za pół godziny otrzymać telefon od pań recepcjonistek. Znowu ja odebrałam i znowu musiałam oddać słuchawkę Sherry. Naprawdę się cieszę, że ją mamJ!

moon cake z żółtkiem
Wieczorem poszłyśmy razem z Niemką Sophie, Holenderką Nandą i Tajwańczykiem Kevinem na obiad do takiej restauracji na campusie. To taka przestrzeń coś jak w galeriach handlowych- mnóstwo sklepów dookoła, pośrodku stoliki. Ja wzięłam tackę, popróbowałam wszystkiego, ale niewiele mi smakowało..Ale jako exchangowie dostaliśmy za darmo ciastka księżycowe! Ale to ugotowane żółtko w środku nie do końca nam podpasowało.. 

Wybierałam  też przedmioty na jutro. Dziś-wtorek-jakoś sobie olałam szkołę i okazało się, że dobrze zrobiłam- we wtorki nie ma ŻADNYCH przedmiotów po angielsku, z ŻADNEGO departamentu!!! Tylko wf!

14 września

Z bojowym nastawieniem poszłam na Cross-Cultural Management. Oczywiście na planie lekcji nie było napisane, jak tam trafić, dlatego najpierw poszłam do tamtejszego CRPM(centrum rozwoju programów międzynarodowych), a potem do klasy. Nie trudno było zgadnąć, która to, bo a) ludzie mówili po angielsku b) ludzie WYLEWALI się z klasy, tyle nas było. Na szczęście profesor zachował przytomność umysłu i udało mu się zamienić salę. Wtedy zaczęła się zabawa.

Mianowicie: jeśli nie jesteś zapisany na przedmiot poprzez system elektroniczny to musisz iść na zajęcia i otrzymać od profesora kod autoryzacyjny i wtedy możesz być dodany do przedmiotu. Kody autoryzacyjne są wydrukowane na karteczce formatu A4, po środku są 2 kolumny na wpisanie swojego nazwiska, a po bokach kody, które się odrywa jak kupony.  Oczywiście kodów było mniej niż chętnych. A obowiązuje zasada- kto pierwszy, ten lepszy. Ale była walka! Wyobraźcie sobie, że kiedy wpisywałam się na listę(stojąc na jednej nodze, a tak naprawdę leżąc na kimś, z wyciągniętą jedną ręką, którą się podpisywałam), to ktoś oderwał mi mój kupon! Więc też tak zrobiłam-najpierw oderwałam kupon, a potem się wpisałam.
Przedmiot bardzo mi się spodobał, bo nie ma na koniec egzaminu, profesor potrafi mówić po angielsku. To on wspomniał o reklamie sosu sojowego i przedstawił nam jednego słynnego newsa z TV o dziewczynie w metrze, która nie chciała ustąpić miejsca ciężarnej kobiecie. Praca domowa: podaj przysłowie, które opisuje Twój naród. J

Po południu wybrałam się na przedmiot w stylu: „Dziedzictwo kulturowe Azji Zachodniej i Środkowej”. Spóźniłam się 30 minut, ale niewiele straciłam- profesor wciąż tłumaczył, że dla nas Europejczyków Azja Mniejsza to już „wschód”, ale tu dla nich to „zachód”. I tak swoją łamaną angielszczyzną tłumaczył przez następne 20 minut, po czym któryś chłopak mu przerwał pytaniem: „A jakie są warunki zaliczenia?”:D Okazało się, że obecność + test końcowy. 

Kiedy zrobił przerwę, to razem z Niemką Sophie uciekłyśmy na inny przedmiot- o Mozarcie. Profesor mówił nie tylko perfekcyjną angielszczyzną, ale też z takim artystycznym uduchowieniem, byłam pod wrażeniem. Na każdą lekcję trzeba napisać krótki esej i przez cały semestr pisze się pracę na 12 stronJ Sophie jako mówiąca w języku Mozarta i ja jako osoba z kraju Chopina miałyśmy u niego szczególne względy, zostałyśmy po zajęciach i zaczęłyśmy rozmawiać. Tak też poznałam Andrew- Tajwańczyka- studiuje coś w stylu Informatyki, ale potrafi grać na pianinie i gitarze. I lubi ChopinaJ i był tylko raz w życiu w klubie!

Wieczorem poszłam na zajęcia z chińskiego. Sor był zachwycony moją wymową, więc się bardzo cieszęJ Potem szybko rowerkiem pognałam na Welcome Party. Przybyłam o 21, a impreza miała się już ku końcowi!!! Poznałam Tajwańczyka-magika- potrafił robić sztuczki z monetami, gołębiem etc. Na imprezie było darmowe jedzenie, ale nie było w czym jeść- ani talerzyków, ani pałeczek. Poszłam więc do recepcji akademika i udało mi się wyprosić od kobitkiJ

15 września 2011

Dziś byłam tylko na Marketingu Usług- mnóstwo moich znajomych jest na  tym przedmiocieJ Profesor jest trochę nerwowy i chce, żeby wszystko było jak na Harvardzie. Żeby uczestniczyć w przedmiocie, trzeba mu wysłać 3 strony swoich danych osobowych(adres zameldowania, data i miejsce urodzenia, zdjęcie).

biblioteka-chyba niektórzy ostro dziś zakuwali..
biblioteka-przy komputerach
chętni do wypożyczenia książek





Po zajęciach razem z Urbanem skoczyłam do biblioteki. Pełno ludzi, choć to pierwszy tydzień nauki! Ciężko jest zrozumieć system elektroniczny bez znajomości chińskiego. Sprawdzałam 7 książek. Okazało się, że w bibliotece nie ma żadnej- ani w czytelni, ani w wypożyczalni. Wtedy Urban pokazał mi second-handy z książkami, udało mi się znaleźć jedną- do Marketingu Usług.  Pozostałe książki sprawdzałam w bazie biblioteki SGH- okazuje się, że są u nas dostępne w wypożyczalni!!!

 Wieczorem mieliśmy najpierw imprezę na dachu akademika, poznałam znowu wiele osób. A potem całą ekipą pojechaliśmy do klubu. Niestety, spóźniliśmy się 5 minut i musieliśmy płacić za bilety, ale to opcja All you can drink(ja musiałam pokazać paszport+zapłacić 40zł). Byliśmy w klubie Lava. Klub znacznie większy niż Babe18, muzyka początkowo gorsza, potem się rozkręciło. Śmieszne, że do obsługiwania kolejki przy barze jest specjalny gościu. Były różne konkursy dla dziewczyn- DJ brał je na scenę, żeby tańczyły. Oooj co poniektóre naprawdę się starały, podnosiły bluzki do góry etc. Dziś zaczęliśmy już tańczyć w parach, co wzbudziło wielkie zainteresowanie tubylców. Było też dużo stolików i sof, wszystko porezerwowane, ale kiedy Azjaci widzieli, jak tańczyliśmy, to czasami pozwali się przysiąść, a nawet częstowali alkoholemJ

było tak dobre, że zapomniałam zrobić zdjęcia..
16 września 2011

Przez większość dnia odsypiałam wczorajszą imprezę.
Poszliśmy też grupką na lunch, siedziałam z Louisem, jedliśmy w dosyć eleganckiej, japońskiej restauracji. Stoliki były jakby przy barze, a właściwie wokół kuchni, więc kucharz gotował/smażył wszystko na naszych oczach. Zapłaciliśmy po 40zł, ale było warto. 
Hello Kitty atakuje w aptece
Potem wybrałam się z Louisem do apteki. Oczywiście, znalezienie apteki nie było łatwym zadaniem, bo trzeba było pytać ludzi o drogęJ Trudno się było też dogadać z farmaceutką. W końcu zadzwoniła do swojej przełożonej, która mówi po angielsku. Najpierw Louis próbował się z nią dogadać, potem poprosił mnie, żebym powiedziała o co chodzi. Ooooj ciężko było zrozumieć ten chiński akcent. Tu w aptece nie dostaje się czegoś takiego jak pudełeczko tabletek. Kobitka wypytała o wszystkie dolegliwości po czym zniknęła na moment i przyniosła 8 przezroczystych torebeczek z połamanymi tabletkami w środku- 4 razy dziennie na 2 dni. Więc nie da się kupić „na zapas”.

tak się tu kupuje lekarstwa
Wieczorem poszłyśmy z Sherry na obiad razem z grupą "the one and only one lunch group". Poznałam kolorową Tajwankę Joy, 4 Szwajcarów(jeden z nich jest z pochodzenia Azjatą, a ma na imię Hans-inni Szwajcarzy mieli z tego niezłą radochę), był też mój znajomy Szwed Jorg i Francuzka Laetitia. Było nas w sumie 10 osób, zamówiliśmy 10 dań, zapłaciliśmy po 15złJ Tak naprawdę restauracja wyglądała trochę obskurnie, metalowe konstrukcje, troszkę brudnawo, chusteczki na stole jeszcze w opakowaniu(ale to standard tutaj), ale jedzenie było pyszne!

17 września 2011
herbaciarnia Babka:D

Byliśmy na wycieczce jednodniowej. Należałam do grupy Mickey Mouse z Sherry i Kennisem. Widziałam
grzyby skalne nad morzem, market w miasteczku w górach, kopalnię złota i dom księcia, a potem znowu night market miasteczku obok Taipei. Najlepsza była restauracja na markecie- troszkę obskurna na dole, pełno PSÓW, więc weszliśmy na górę, a psy za nami. Na górze było bardzo kolorowo. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się dlaczego- zewsząd otaczały nas zdjęcia kobitki w średnim wieku- właścicielki restauracji. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Japończykami- uczyliśmy się nawzajem różnych słówek. Ja ich nauczyłam: „Fajna laska” i „Ale ciacho”:D
Mickey Mouse Team i grzyby skalne z tyłu
Mickey Mouse + głowa królowej



Ja x3 czyli Japończyk, Japonka i Ja:)

restauracja z psami i zdjęciami właścicielki
18 września 2011

bucik za 60zł
Poznałam dziś kolejne małżeństwo Polka+Tajwańczyk. Na lunch wybrałam się z Andrew z zajęć o Mozarcie. Jadłam znowu jajecznicę z ryżem i z krewetkami. Nie mógł pojąć, że tak często chodzimy do klubuJ Wieczorem umówiłam się z Sherry na Night Market „Szy-da”. Przyjechałam tam sama i chciałam się dodzwonić do Sherry. Okazało się, że nie mam pieniędzy na koncie. Poszłam do 7 eleven i pokazując na telefon, a potem na kartę i mówiąc „3 hundred” udało mi się kupić kartę. Próbowałam wypełniać instrukcje po angielsku, ale się nie dało. Więc poprosiłam kogoś na ulicy, żeby mi pomógł. Chińczycy też tego nie ogarnęli. W końcu udało mi się zadzwonić z ich telefonu do Sherry. Zakupy w miarę się udały. Kupiłam sobie tuniczkę za 40zł, bluzkę na ramiączkach za 25zł i buty za 60zł(made in Taiwan).

19 września

Miałam razem z Sherry i ekipą z Francji wybrać się na wycieczkę na wodospady, ale obie zgodnie spałyśmy grobowym snem. W ogóle od paru dni nocuje u nas Jebbie- koleżanka Sherry, więc jest bardzo wesoło:) Popoludniu umówiłyśmy się z jej kolegą. Piłam kawę- może być(8zł) i jadłam podrabianego croissanta(2zł).  Kolega wziął ze sobą aparat, więc porobiliśmy sobie trochę zdjęć w miejscu, gdzie często kręci się filmy i też w świątyni, którą ostatnio zwiedzałam. Widziałam, jak Sherry modliła się do boga miłości, udało jej się szybko uzyskać odpowiedź. Pytała się, czy ja chcę spróbować, dała mi nawet te 2 półksiężyce do ręki, ale podziękowałam:) Potem wybraliśmy się na tutejszy night market. Jadłam takie kuleczki, które jest z owoców morza, ale nie jest to ani ośmiornica, ani krewetka- dobre! Za 5 kuleczek-2zł. Kupiłam też bułkę z papryką- w środku był kotlecik+troszkę zupki- 5zł, ale dla mnie za ostre. Aha i jeszcze świeży sok z arbuza- duży kubek za 2zł:)

Wstawiam jeszcze zdjęcia 2 potraw, które mi NIE smakowały, ale nie pamiętam, kiedy je jadłam:)
zupa rybna z makaronem typu spaghetti
rosół z: małżami, krewetkami, kotletem schabowym, szpinakiem,
spaghetti , z włosem kucharza i wszystkim co było w kuchni


niedziela, 11 września 2011

11 września 2011

Postanowiłam dziś pójść do kościoła, który kiedyś pokazał mi Urban(Holy Family Church). Msza po angielsku jest o 9.45. Większość ławek była zajęta, większość obecnych to Azjaci, więc ucieszyłam się, kiedy przede mną siedli „biali” ludzie. Na koniec nabożeństwa ksiądz powiedział: „Kto jest tu po raz pierwszy, niech wstanie”. Wstałam razem z kilkoma osobami. Musieliśmy mówić do mikrofonu, skąd jesteśmy. Były Filipiny, Singapur, Salvador no i w końcu ja- Polska. Kiedy to powiedziałam, „biali” odwrócili się i przedstawili mi się po polsku. To Polacy, którzy przyjechali tu 5 lat temu. Poznałam też inne małżeństwo: Polka+ Tajwańczyk i ich dzieci. Poszliśmy razem na lunch, zamieszczam zdjęcia, co jedliśmy. Najbardziej smakowały mi ośmiorniczki oraz ryż z jajecznicą i wołowiną. Umówiliśmy się na jutro na wspólne grillowanie na święto Księżyca.
w tym były ośmiorniczki

zestaw mięs z grilla(ale smakuje zupełnie inaczej niż u nas)

zielenina:P

ryż+jajecznica+wołowina= mniam!


Zaraz potem wybrałam się razem z moją współlokatorką Sherry i Urbanem na Expo- Targi Elektroniki i robiliśmy sobie sesję zdjęciową pod Taipei 101. Zwróciłam im uwagę, że w Europie nie mamy w zwyczaju w przeciwieństwie do nich klepać kogoś po ramieniu, kiedy chcemy o coś zapytać(np. o drogę). Z kolei ja nauczyłam się dziś, że kiedy ktoś nalewa mi herbatę, to trzeba podziękować poprzez stukanie palcem wskazującym w stolikJ

Wieczorem była mała imprezka-biforek na dachu akademika. Dosyć duża przestrzeń, jest miejsce do siedzenia, chłodniej niż na dole(wiaterek), nikt się nie czepiaJ Poznałam kolejnego Polaka, który przyjechał tu szukać pracy, trochę Belgów i Argentyńczyka. Większość poszła potem do klubu, gdzie byliśmy ostatnio(Babe 18), natomiast ja i Sherry wzięłyśmy rowery(chyba nie będę kupować nowego, bo Sherry ma 2J) i pojechałyśmy na night market, na którym byłam wczoraj. Poza woskowym jabłkiem kupiłam z polecenia Sherry 2 inne dania. Nie mogę się doczekać jutra:)

Pierwsze cywilizowane menu z angielskimi napisami:)


Naleśnik z bazylią(?) i serem, z odrobiną ostrego sosu- ok (3zł) - Hero Chinese Pie z menu powyżej:)

Bardzo grube ciasto, nadzienie: karmel/ ser zółty+kukurydza/mięso(2,5zł)
 (dla nas cena promocyjna 5zł za 3)