piątek, 9 września 2011

6 września 2011 czyli transport publiczny, angielski i tandeta

Wczoraj dowiedziałam się od Piotrka i Alesia, że rzeczy leżące naprzeciwko wind są do wzięcia- są to pozostałości po poprzednich lokatorach. Razem z Urbanem poszliśmy na łowy(takie składowiska są na każdym piętrze, a pięter jest 11+2 piwnice). Upolowałam kolejny materac(wygląda jak nowy), wiele książek po angielsku(w tym do GMAT-a), całą pościel, 2 poduszki, były też ubrania, kimono, buty, stare meble.
W miarę szybko udało się załatwić tajwański numer ID dla mnie i w końcu mogłam założyć konto w tajwańskim banku. Poszłam od razu do 7 eleven, żeby sprawdzić kartę. Musiałam zmienić sobie PIN. Wkładam kartę do bankomatu. Wśród chińskich krzaczków triumfalnie wybieram „English” i..zonk. Połowa napisów nadal po chińsku, tylko wypłata gotówki i sprawdzenie stanu konta po angielsku. Na szczęście z pomocą pani ekspedientki(już mnie rozpoznaje, zawsze się ze mną osobiście wita i żegna) udało się z tym uporać.

Patrzycie tylko na 2 pierwsze znaczki po lewej.
Teraz się świeci pierwszy-płacisz na początku podróży,
kiedy świeci się drugi-płacisz na końcu.
Opowiem trochę o komunikacji. Rano jeździłam z Urbanem, a potem miałam okazję sama się sprawdzić podróżując z Polakami. Bilety są jednorazowe, cenowo podobne(studencki kosztuje do autobusu 1,20 jeśli masz kartę, a gotówką 1,50zł). Na szczęście na tablicach autobusowych są też cyfry arabskieJ Tu ciekawostka: czasem płacisz za bilet na początku przejazdu, czasami jak wysiadasz. Zależy jakie krzaczki się świecą, ale już to rozpracowałamJ Jest wiele linii metra, czasem jest oddzielna linia na jedną stację! I bilety są całkiem inne. Cena zaczyna się od 2 zł i zależy od liczby przejechanych przystanków. Najpierw sprawdzasz, w której strefie cenowej się mieścisz, dostajesz żeton z czipem, dzięki któremu wchodzisz na peron, jedziesz i musisz wrzucić żetona, żeby otworzyć bramkę. Nie ma papierkowych biletów, bo są nieekologiczne, a te żetony są z przetworzonych materiałów. Metro (MTR) jest dosyć luksusowym środkiem transportu. Nie wolno tam jeść, pić, ani UWAGA żuć gumy! Dzięki temu jest sterylnie czysto(w porównaniu z ulicami). Z  tego co doświadczyliśmy rozmawiać chyba nie wypada. I jest klimatyzacja. Jedyny minus- motorniczy jeździ jak warszawscy tramwajarze w tunelu pod Placem Zamkowym, czyli ledwo można ustać:D

Po południu ruszyłam z Piotrkiem i Alesiem na zakupy żywnościowe. Ludzie tutaj NIE POTRAFIĄ MÓWIĆ PO ANGIELSKU. Nawet młode pokolenie! Udało się spotkać może 3 osoby, które były w stanie a) zrozumieć o co nam chodzi b) sensownie odpowiedzieć.  

NTU- College of Management
Widziałam budynki mojego wydziału College of Management- są otoczone palmami i są przy centrum. Niestety, to aż 4 przystanki autobusowe od mojego akademikaL

mięsko do wzięcia
Po tym co tu widziałam nikomu nie pozwolę powiedzieć, że Warszawa jest szara i brudna. Oczywiście są tu bardzo eleganckie budynki(jak np. mój College), ale większość to stare, często obdrapane bloki . Są eleganckie sklepy(z droższymi rzeczami niż u nas). Ale w bocznych uliczkach pełno obdrapanych budek, tandetno-papierowych, często z jedzeniem, którego odór jest nie do wytrzymania. A propos tandety. Kiedy Piotrek zamykał/otwierał drzwi do pokoju w akademiku to wyjął klucz razem z całym zamkiem :D  Z jednej strony ludzie chodzą w maskach(co oznacza, że albo są chorzy, albo że boją się o swoje zdrowie), a z drugiej mięso w Carrefourze jest pocięte w płaty i wyłożone dookoła, każdy może podejść i zrobić z tym, co chce. A przede wszystkim: niby chcą być „zachodni”,  a nie potrafią powiedzieć słowa po angielsku… I coś pozytywnego dla przeciwwagi: nie jedzą psów(Urban: To nie jest Korea!) i nawet sporo Tajwańczyków jest wysokich(tacy  185cm)J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz