poniedziałek, 19 września 2011

12-19 września- dużo się tego nazbierało..

12 września- Moon festiwal

Rano o 9 wyjechaliśmy naszą małą grupką na plaże Fulong Beach, tzn. Sherry i ja, Aleks i Piotrek, Zu, Louis i Esben. Najpierw trzeba było jechać MRT na dworzec, a potem pociągiem. Pociąg kosztował około 20zł. Jechaliśmy ok. 1,5h. Wysiedliśmy w małym miasteczku. Okazało się, że żeby wejść na plażę trzeba zapłacić 8zł! Jak wygląda plaża? Pas piachu, potem troszkę wody takiej do pluskania się i potem następny pas piachu i morze. I jeszcze duży most od lądu do tego drugiego pasu. Podejrzewam, że piach był przywieziony, bo, jak dla mnie, nie wyglądało to naturalnie. Ale przynajmniej piasek miał kolor piaskuJ

Fulong Beach: Dania-Francja-Węgry-Tajwan-Polska:)

Piach był tak gorący, że nie dało się po nim iść. Początkowo próbowałam wytrzymać, ale potem podskakiwałam:D I szybko do wody! Morze bardzo ciepłe, nie odczuwa się różnicy temperatur. Jest bardzo płytko tak przez 150metrów, więc kiedy chce się popływać to trzeba iść naprawdę daleko. A jak już się tam jest, to fale są zbyt duże i zbyt silne, więc jedyne co pozostaje to skakanie przez nie.

Leżąc na ręcznikach zaczęliśmy rozmawiać o relacjach damsko-męskich w różnych krajach. Dołączyli do nas inni exchangowie z NTU i zaczęliśmy grać w siatkę albo odbijaliśmy piłkę w kółeczkuJ

Trochę ociągaliśmy się z drogą powrotną, aż spóźniliśmy się na pociąg. W końcu pojechaliśmy takim z przesiadką i to był genialny pomysłJ

Niestety, ja z Sherry byłyśmy już bardzo spóźnione na barbecue do jednej z polsko-tajwańskich rodzin. Próbowałyśmy dotrzeć busem, ale w końcu wzięłyśmy taksówkę. Pojechałyśmy w góry, na strzeżone osiedle. Strażnicy dwa razy zatrzymywali taksówkę i nie chcieli nas puścić, ale kiedy ja- biała twarz- wysiadłam i zaczęłam im tłumaczyć to udało się dojechać bez problemuJ

Na Sherry kolacja zrobiła wielkie wrażenie, ja poczułam się jak w Europie: sałatka grecka, szaszłyki, świeże warzywa. Dowiedziałam się, że jest tu taki zwyczaj, że jak kobieta urodzi dziecko to ma takie specjalne miesięczne wakacje:  Zhuo Yue Zi- nie może wychodzić z domu, myć wlosów, oglądać TV, po prostu- nie przemęczać się. Była tak świetna atmosfera, że Sherry stwierdziła, że chyba wyjdzie za mąż za obcokrajowca;)

A co chodzi z tym Świętem Księżyca?
Dzisiejsza pełnia księżyca jest najjaśniejszą pełnią w całym roku. Jest o tym pewna legenda. Kiedyś Ziemię otaczało dziesięć słońc, co było bardzo niebezpiecznie. Dzielny Hou Yin zestrzelił 9 z nich i został królem. Ale szybko stał się tyranem. Udało mu się wykraść eliksir nieśmiertelności od bogini nocy. Jednak jego żona, chcąc ustrzec naród, sama wypiła ten eliksir. Wtedy uniosła się na Księżyc. Chińczycy wierzą, że w tę noc można ją tam dostrzec. Dla nich to bardzo ważne święto rodzinne. Tradycyjną potrawą są Ciasteczka Księżycowe- bardzo sypkie babeczki z żółtkiem jajka/dżemikiem w środku.  W ten dzień spotykają się na grillu. A dlaczego? Tego dowiedziałam się w trakcie jednego z moich przedmiotów(!)- bo jakieś 20 lat temu była w telewizji reklama sosu sojowego, w którym lansowano grillowanie w trakcie tego święta(!). To się nazywa tradycja!

13 września

Świetnie się dogaduję ze swoją współlokatorką, więc mamy zwyczaj rozmawiać do 4 w nocy (przynajmniej wtedy jest chłodniej). W związku z czym poranny telefon do mnie o  9-tej  był dosyć drastyczną pobudką, szczególnie, że głos w słuchawce mówił po chińsku. Kiedy poprosiłam o angielski, to zrozumiałam tylko „hello”, bo reszta była chińskim angielskim czyli bez różnicy. Na szczęście Sherry się obudziła i mi pomogłaJ Chodziło o przesyłkę z PolskiJ  Spokojnie obie się położyłyśmy, żeby za pół godziny otrzymać telefon od pań recepcjonistek. Znowu ja odebrałam i znowu musiałam oddać słuchawkę Sherry. Naprawdę się cieszę, że ją mamJ!

moon cake z żółtkiem
Wieczorem poszłyśmy razem z Niemką Sophie, Holenderką Nandą i Tajwańczykiem Kevinem na obiad do takiej restauracji na campusie. To taka przestrzeń coś jak w galeriach handlowych- mnóstwo sklepów dookoła, pośrodku stoliki. Ja wzięłam tackę, popróbowałam wszystkiego, ale niewiele mi smakowało..Ale jako exchangowie dostaliśmy za darmo ciastka księżycowe! Ale to ugotowane żółtko w środku nie do końca nam podpasowało.. 

Wybierałam  też przedmioty na jutro. Dziś-wtorek-jakoś sobie olałam szkołę i okazało się, że dobrze zrobiłam- we wtorki nie ma ŻADNYCH przedmiotów po angielsku, z ŻADNEGO departamentu!!! Tylko wf!

14 września

Z bojowym nastawieniem poszłam na Cross-Cultural Management. Oczywiście na planie lekcji nie było napisane, jak tam trafić, dlatego najpierw poszłam do tamtejszego CRPM(centrum rozwoju programów międzynarodowych), a potem do klasy. Nie trudno było zgadnąć, która to, bo a) ludzie mówili po angielsku b) ludzie WYLEWALI się z klasy, tyle nas było. Na szczęście profesor zachował przytomność umysłu i udało mu się zamienić salę. Wtedy zaczęła się zabawa.

Mianowicie: jeśli nie jesteś zapisany na przedmiot poprzez system elektroniczny to musisz iść na zajęcia i otrzymać od profesora kod autoryzacyjny i wtedy możesz być dodany do przedmiotu. Kody autoryzacyjne są wydrukowane na karteczce formatu A4, po środku są 2 kolumny na wpisanie swojego nazwiska, a po bokach kody, które się odrywa jak kupony.  Oczywiście kodów było mniej niż chętnych. A obowiązuje zasada- kto pierwszy, ten lepszy. Ale była walka! Wyobraźcie sobie, że kiedy wpisywałam się na listę(stojąc na jednej nodze, a tak naprawdę leżąc na kimś, z wyciągniętą jedną ręką, którą się podpisywałam), to ktoś oderwał mi mój kupon! Więc też tak zrobiłam-najpierw oderwałam kupon, a potem się wpisałam.
Przedmiot bardzo mi się spodobał, bo nie ma na koniec egzaminu, profesor potrafi mówić po angielsku. To on wspomniał o reklamie sosu sojowego i przedstawił nam jednego słynnego newsa z TV o dziewczynie w metrze, która nie chciała ustąpić miejsca ciężarnej kobiecie. Praca domowa: podaj przysłowie, które opisuje Twój naród. J

Po południu wybrałam się na przedmiot w stylu: „Dziedzictwo kulturowe Azji Zachodniej i Środkowej”. Spóźniłam się 30 minut, ale niewiele straciłam- profesor wciąż tłumaczył, że dla nas Europejczyków Azja Mniejsza to już „wschód”, ale tu dla nich to „zachód”. I tak swoją łamaną angielszczyzną tłumaczył przez następne 20 minut, po czym któryś chłopak mu przerwał pytaniem: „A jakie są warunki zaliczenia?”:D Okazało się, że obecność + test końcowy. 

Kiedy zrobił przerwę, to razem z Niemką Sophie uciekłyśmy na inny przedmiot- o Mozarcie. Profesor mówił nie tylko perfekcyjną angielszczyzną, ale też z takim artystycznym uduchowieniem, byłam pod wrażeniem. Na każdą lekcję trzeba napisać krótki esej i przez cały semestr pisze się pracę na 12 stronJ Sophie jako mówiąca w języku Mozarta i ja jako osoba z kraju Chopina miałyśmy u niego szczególne względy, zostałyśmy po zajęciach i zaczęłyśmy rozmawiać. Tak też poznałam Andrew- Tajwańczyka- studiuje coś w stylu Informatyki, ale potrafi grać na pianinie i gitarze. I lubi ChopinaJ i był tylko raz w życiu w klubie!

Wieczorem poszłam na zajęcia z chińskiego. Sor był zachwycony moją wymową, więc się bardzo cieszęJ Potem szybko rowerkiem pognałam na Welcome Party. Przybyłam o 21, a impreza miała się już ku końcowi!!! Poznałam Tajwańczyka-magika- potrafił robić sztuczki z monetami, gołębiem etc. Na imprezie było darmowe jedzenie, ale nie było w czym jeść- ani talerzyków, ani pałeczek. Poszłam więc do recepcji akademika i udało mi się wyprosić od kobitkiJ

15 września 2011

Dziś byłam tylko na Marketingu Usług- mnóstwo moich znajomych jest na  tym przedmiocieJ Profesor jest trochę nerwowy i chce, żeby wszystko było jak na Harvardzie. Żeby uczestniczyć w przedmiocie, trzeba mu wysłać 3 strony swoich danych osobowych(adres zameldowania, data i miejsce urodzenia, zdjęcie).

biblioteka-chyba niektórzy ostro dziś zakuwali..
biblioteka-przy komputerach
chętni do wypożyczenia książek





Po zajęciach razem z Urbanem skoczyłam do biblioteki. Pełno ludzi, choć to pierwszy tydzień nauki! Ciężko jest zrozumieć system elektroniczny bez znajomości chińskiego. Sprawdzałam 7 książek. Okazało się, że w bibliotece nie ma żadnej- ani w czytelni, ani w wypożyczalni. Wtedy Urban pokazał mi second-handy z książkami, udało mi się znaleźć jedną- do Marketingu Usług.  Pozostałe książki sprawdzałam w bazie biblioteki SGH- okazuje się, że są u nas dostępne w wypożyczalni!!!

 Wieczorem mieliśmy najpierw imprezę na dachu akademika, poznałam znowu wiele osób. A potem całą ekipą pojechaliśmy do klubu. Niestety, spóźniliśmy się 5 minut i musieliśmy płacić za bilety, ale to opcja All you can drink(ja musiałam pokazać paszport+zapłacić 40zł). Byliśmy w klubie Lava. Klub znacznie większy niż Babe18, muzyka początkowo gorsza, potem się rozkręciło. Śmieszne, że do obsługiwania kolejki przy barze jest specjalny gościu. Były różne konkursy dla dziewczyn- DJ brał je na scenę, żeby tańczyły. Oooj co poniektóre naprawdę się starały, podnosiły bluzki do góry etc. Dziś zaczęliśmy już tańczyć w parach, co wzbudziło wielkie zainteresowanie tubylców. Było też dużo stolików i sof, wszystko porezerwowane, ale kiedy Azjaci widzieli, jak tańczyliśmy, to czasami pozwali się przysiąść, a nawet częstowali alkoholemJ

było tak dobre, że zapomniałam zrobić zdjęcia..
16 września 2011

Przez większość dnia odsypiałam wczorajszą imprezę.
Poszliśmy też grupką na lunch, siedziałam z Louisem, jedliśmy w dosyć eleganckiej, japońskiej restauracji. Stoliki były jakby przy barze, a właściwie wokół kuchni, więc kucharz gotował/smażył wszystko na naszych oczach. Zapłaciliśmy po 40zł, ale było warto. 
Hello Kitty atakuje w aptece
Potem wybrałam się z Louisem do apteki. Oczywiście, znalezienie apteki nie było łatwym zadaniem, bo trzeba było pytać ludzi o drogęJ Trudno się było też dogadać z farmaceutką. W końcu zadzwoniła do swojej przełożonej, która mówi po angielsku. Najpierw Louis próbował się z nią dogadać, potem poprosił mnie, żebym powiedziała o co chodzi. Ooooj ciężko było zrozumieć ten chiński akcent. Tu w aptece nie dostaje się czegoś takiego jak pudełeczko tabletek. Kobitka wypytała o wszystkie dolegliwości po czym zniknęła na moment i przyniosła 8 przezroczystych torebeczek z połamanymi tabletkami w środku- 4 razy dziennie na 2 dni. Więc nie da się kupić „na zapas”.

tak się tu kupuje lekarstwa
Wieczorem poszłyśmy z Sherry na obiad razem z grupą "the one and only one lunch group". Poznałam kolorową Tajwankę Joy, 4 Szwajcarów(jeden z nich jest z pochodzenia Azjatą, a ma na imię Hans-inni Szwajcarzy mieli z tego niezłą radochę), był też mój znajomy Szwed Jorg i Francuzka Laetitia. Było nas w sumie 10 osób, zamówiliśmy 10 dań, zapłaciliśmy po 15złJ Tak naprawdę restauracja wyglądała trochę obskurnie, metalowe konstrukcje, troszkę brudnawo, chusteczki na stole jeszcze w opakowaniu(ale to standard tutaj), ale jedzenie było pyszne!

17 września 2011
herbaciarnia Babka:D

Byliśmy na wycieczce jednodniowej. Należałam do grupy Mickey Mouse z Sherry i Kennisem. Widziałam
grzyby skalne nad morzem, market w miasteczku w górach, kopalnię złota i dom księcia, a potem znowu night market miasteczku obok Taipei. Najlepsza była restauracja na markecie- troszkę obskurna na dole, pełno PSÓW, więc weszliśmy na górę, a psy za nami. Na górze było bardzo kolorowo. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się dlaczego- zewsząd otaczały nas zdjęcia kobitki w średnim wieku- właścicielki restauracji. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Japończykami- uczyliśmy się nawzajem różnych słówek. Ja ich nauczyłam: „Fajna laska” i „Ale ciacho”:D
Mickey Mouse Team i grzyby skalne z tyłu
Mickey Mouse + głowa królowej



Ja x3 czyli Japończyk, Japonka i Ja:)

restauracja z psami i zdjęciami właścicielki
18 września 2011

bucik za 60zł
Poznałam dziś kolejne małżeństwo Polka+Tajwańczyk. Na lunch wybrałam się z Andrew z zajęć o Mozarcie. Jadłam znowu jajecznicę z ryżem i z krewetkami. Nie mógł pojąć, że tak często chodzimy do klubuJ Wieczorem umówiłam się z Sherry na Night Market „Szy-da”. Przyjechałam tam sama i chciałam się dodzwonić do Sherry. Okazało się, że nie mam pieniędzy na koncie. Poszłam do 7 eleven i pokazując na telefon, a potem na kartę i mówiąc „3 hundred” udało mi się kupić kartę. Próbowałam wypełniać instrukcje po angielsku, ale się nie dało. Więc poprosiłam kogoś na ulicy, żeby mi pomógł. Chińczycy też tego nie ogarnęli. W końcu udało mi się zadzwonić z ich telefonu do Sherry. Zakupy w miarę się udały. Kupiłam sobie tuniczkę za 40zł, bluzkę na ramiączkach za 25zł i buty za 60zł(made in Taiwan).

19 września

Miałam razem z Sherry i ekipą z Francji wybrać się na wycieczkę na wodospady, ale obie zgodnie spałyśmy grobowym snem. W ogóle od paru dni nocuje u nas Jebbie- koleżanka Sherry, więc jest bardzo wesoło:) Popoludniu umówiłyśmy się z jej kolegą. Piłam kawę- może być(8zł) i jadłam podrabianego croissanta(2zł).  Kolega wziął ze sobą aparat, więc porobiliśmy sobie trochę zdjęć w miejscu, gdzie często kręci się filmy i też w świątyni, którą ostatnio zwiedzałam. Widziałam, jak Sherry modliła się do boga miłości, udało jej się szybko uzyskać odpowiedź. Pytała się, czy ja chcę spróbować, dała mi nawet te 2 półksiężyce do ręki, ale podziękowałam:) Potem wybraliśmy się na tutejszy night market. Jadłam takie kuleczki, które jest z owoców morza, ale nie jest to ani ośmiornica, ani krewetka- dobre! Za 5 kuleczek-2zł. Kupiłam też bułkę z papryką- w środku był kotlecik+troszkę zupki- 5zł, ale dla mnie za ostre. Aha i jeszcze świeży sok z arbuza- duży kubek za 2zł:)

Wstawiam jeszcze zdjęcia 2 potraw, które mi NIE smakowały, ale nie pamiętam, kiedy je jadłam:)
zupa rybna z makaronem typu spaghetti
rosół z: małżami, krewetkami, kotletem schabowym, szpinakiem,
spaghetti , z włosem kucharza i wszystkim co było w kuchni


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz