wtorek, 27 września 2011

28 września 2011- troszkę marudzenia

Równo tydzień temu napisałam maila do profesora w sprawie uczestniczenia w przedmiocie New Products Development and Marketing, który jest w programie MBA(czyli powinien być po angielsku), a jest prowadzony po chińsku. Niestety nie dostałam odpowiedzi, dlatego wybrałam się na zajęcia, żeby porozmawiać osobiście. Profesor się spóźniał, więc zapytałam jednej z dziewczyn z klasy czy profesor już wcześniej przyszedł. Zadałam kilka podobnych pytań po angielsku, używając różnych konstrukcji gramatycznych i wykorzystując cały swój zasób słownictwa. Niestety, studentka studiów magisterskich, międzynarodowego zarządzania(uczestniczka programu MBA) odpowiedziała, że nie rozumie i że nie może mi pomóc…

rowerowe domino
Z kolei profesor powiedział, że nie wyobraża sobie, jak miałabym korzystać z wykładu skoro nie rozumiem chińskiego. Ja odpowiedziałam, że mogę przecież uczyć się z książek do tego przedmiotu(które są po angielsku) i z prezentacji powerpoint do wykładu(która jest po angielsku) i mogę mieć nawet na koniec egzamin. Wtedy on podkreślił, że trzeba zrobić projekt w grupie i powątpiewał, jakbym miała to zrobić. Szczerze powiedziawszy też miałam wątpliwości co do komunikacji, ale próbowałam go przekonać, że jest tu jedna z dziewczyn, która opiekuje się nami- exchangami, że potrafi mówić po angielsku więc może być tłumaczem, a finalną prezentację grupa może zrobić po chińsku, a ja swoją część powiem po angielsku. Ale niektóre rzeczy okazały się nie do przeskoczenia. A propos w ostatni czwartek na Services Marketing rozmawialiśmy o błędach popełnianych przez pracowników usług. Mówiłam, o ironio losu, o tak zwanych rulebook- czyli o osobach drobiazgowych, sztywno trzymających się reguł...

Kawiarnia przeprasza, że jest zamknięta 
To nie był koniec niemiłych porannych niespodzianek. Kiedy wróciłam po swój rower, znalazłam go pod stertą kilku innych rowerów. Tzn., że albo wyprowadzi się wszystkie naraz, albo żadnego. Na szczęście znalazło się paru śmiałków, którzy siłą wyciągnęli mój rower z tej plątaniny. Nie jestem pewna, czy nie uszkodzili szprych w rowerze sąsiadującym, ale nie wyglądali na przejętych tym faktem. 

Potem chciałam poprawić sobie humor poranną kawą. Obok akademika jest taka kawiarenka typu Coffee Heaven czy naszej SGH-owej Setki. Byłam tam o 9.30. Niestety zobaczyłam tylko napis po angielsku: „Przepraszamy, nie jesteśmy jeszcze gotowi, proszę przyjdź później”. Dla porównania Coffee Heaven jest otwarte już od 7 rano..Mimo tego podjęłam jeszcze jedną próbę- kupiłam kawę latte z automatu w akademiku za 2 zł. Otrzymałam kubek normalnej wielkości, ale tylko w połowie wypełniony kawą, och!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz