piątek, 30 września 2011

29 września-My day!

motylek  z mojego koszyka

Już teraz, gdy wspominam ten dzień, to się uśmiechamJ Na zajęciach wiele osób do mnie podchodziło, czasami nawet Ci, którzy mnie nie znali i składali życzenia. Profesor to zauważył i po przerwie kazał wszystkim śpiewać mi Happy Birthday! A potem wręczył mi prezent- napój energetyzującyJ Ale to nie wszystko! Po zajęciach znalazłam w moim rowerowym koszyku..motyla!

Wieczorem o 18-stej pojechaliśmy rowerkami na grilla nad rzekę. Byliśmy jako pierwsi, więc wieźliśmy też prowiant. Miejsce fajne. To taki park nad rzeką z małymi placykami przeznaczonymi do tego typu imprez. Świetnie się bawiliśmy. Mi i Francuzom brakowało muzyki, więc zaczęliśmy razem śpiewać. Poznałam wiele nowych osób stąd, np. główną koordynatorkę exchangów(rozmawiałyśmy z 30minut), Tajwanki, które były w Europie..Męczyliśmy tubylców wymową „rrr”, oni to wymawiają jako „drrr”. A kiedy jest im zimno/gorąco/chcą wyrazić jakąkolwiek emocje to piszczą „iii iii”. W ogóle były 2 rundy barbecue: o 6-stej i o 9-tej. Oprócz mięska i słodkich ziemniaków była też pizza. I alkohol. Ja byłam od początku do momentu sprzątania czyli od 18-stej do 23.20.  O północy całą grupą około 40-osobową pojechaliśmy do BABE18.
na barbecue z "Missy Toothpick" i Sherry
Na ten wyjątkowy dla mnie dzień założyłam szpilki kupione tutaj. Koledzy z zachodniej Europy powiedzieli, że bardzo im się to podoba, ale że u nich kobiety rzadko je ubierają i przede wszystkim nie potrafią w nich chodzić, a byli pod wrażeniem, że wytrzymałam w nich tak długo, że jechałam w nich na rowerze, że byłam w stanie szybko się przemieszczać. Nie zgadzałam się z nimi, ale z drugiej strony może mieli trochę racji. Kiedy czekaliśmy na taksówki  do klubu przyjrzałam się butom dziewczyn. Jedynie Tajwanki i ja miałyśmy wysokie buty, Europejki(Hiszpanki, Francuzki, Niemki, Holenderki etc.) WSZYSTKIE miały całkiem płaskie buty.

after party przy akademiku
Do klubu dotarliśmy grubo po północy, więc powinnam zapłacić za wstęp. Ale Esben zaczął tłumaczyć, że przecież mam urodziny, i udało mi się dzięki temu wejść za free, choć nie obyło się bez pokazywania i skanowania paszportu… Towarzystwo już bardziej zintegrowane, więc trochę więcej tańczyliśmy w parach. Co chwila ktoś mi zaczynał śpiewać sto lat i wszyscy się dołączali, zagłuszając muzykę w klubie. Przy barze zaczepiało mnie paru Tajwańczyków. Widzieli, jak duszkiem wypiłam parę szklanek napoju- był to sok żurawiny, ale z boku chyba wyglądał jak drink- i byli pod dużym wrażeniem:D Na koniec imprezy miałam dużo pracy, bo wszyscy nieźle zabalowali..Mimo to kontynuowaliśmy imprezę najpierw przy 7 eleven, a potem pod akademikiem, dopóki ochroniarz nas nie przegonił. Na koniec dnia część osób już potrafiła śpiewać całe polskie sto lat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz