motylek z mojego koszyka |
Już teraz, gdy wspominam ten dzień, to się uśmiechamJ Na zajęciach wiele osób do mnie podchodziło, czasami nawet Ci, którzy mnie nie znali i składali życzenia. Profesor to zauważył i po przerwie kazał wszystkim śpiewać mi Happy Birthday! A potem wręczył mi prezent- napój energetyzującyJ Ale to nie wszystko! Po zajęciach znalazłam w moim rowerowym koszyku..motyla!
Wieczorem o 18-stej pojechaliśmy rowerkami na grilla nad rzekę. Byliśmy jako pierwsi, więc wieźliśmy też prowiant. Miejsce fajne. To taki park nad rzeką z małymi placykami przeznaczonymi do tego typu imprez. Świetnie się bawiliśmy. Mi i Francuzom brakowało muzyki, więc zaczęliśmy razem śpiewać. Poznałam wiele nowych osób stąd, np. główną koordynatorkę exchangów(rozmawiałyśmy z 30minut), Tajwanki, które były w Europie..Męczyliśmy tubylców wymową „rrr”, oni to wymawiają jako „drrr”. A kiedy jest im zimno/gorąco/chcą wyrazić jakąkolwiek emocje to piszczą „iii iii”. W ogóle były 2 rundy barbecue: o 6-stej i o 9-tej. Oprócz mięska i słodkich ziemniaków była też pizza. I alkohol. Ja byłam od początku do momentu sprzątania czyli od 18-stej do 23.20. O północy całą grupą około 40-osobową pojechaliśmy do BABE18.
na barbecue z "Missy Toothpick" i Sherry |
Na ten wyjątkowy dla mnie dzień założyłam szpilki kupione tutaj. Koledzy z zachodniej Europy powiedzieli, że bardzo im się to podoba, ale że u nich kobiety rzadko je ubierają i przede wszystkim nie potrafią w nich chodzić, a byli pod wrażeniem, że wytrzymałam w nich tak długo, że jechałam w nich na rowerze, że byłam w stanie szybko się przemieszczać. Nie zgadzałam się z nimi, ale z drugiej strony może mieli trochę racji. Kiedy czekaliśmy na taksówki do klubu przyjrzałam się butom dziewczyn. Jedynie Tajwanki i ja miałyśmy wysokie buty, Europejki(Hiszpanki, Francuzki, Niemki, Holenderki etc.) WSZYSTKIE miały całkiem płaskie buty.
after party przy akademiku |
Do klubu dotarliśmy grubo po północy, więc powinnam zapłacić za wstęp. Ale Esben zaczął tłumaczyć, że przecież mam urodziny, i udało mi się dzięki temu wejść za free, choć nie obyło się bez pokazywania i skanowania paszportu… Towarzystwo już bardziej zintegrowane, więc trochę więcej tańczyliśmy w parach. Co chwila ktoś mi zaczynał śpiewać sto lat i wszyscy się dołączali, zagłuszając muzykę w klubie. Przy barze zaczepiało mnie paru Tajwańczyków. Widzieli, jak duszkiem wypiłam parę szklanek napoju- był to sok żurawiny, ale z boku chyba wyglądał jak drink- i byli pod dużym wrażeniem:D Na koniec imprezy miałam dużo pracy, bo wszyscy nieźle zabalowali..Mimo to kontynuowaliśmy imprezę najpierw przy 7 eleven, a potem pod akademikiem, dopóki ochroniarz nas nie przegonił. Na koniec dnia część osób już potrafiła śpiewać całe polskie sto latJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz