wtorek, 15 listopada 2011

11-15 listopada -Singapur

Co zobaczyłam w Singapurze:
-Asian Civilisation Museum- w museum są 3 sekcje: chińska, hinduska i arabska, warto pójść na wycieczkę z przewodnikiem- wysiadamy na Raffles Place
-Marine Bay- dzielnica wieżowców, finansowa, luksusowa
-Clarke Quay- dzielnica klubów, restauracji, kafejek
-Little India&Arbaic Street&China Town
-Pulau Ubin- dzika wyspa, można zobaczyć Singapur z lat ’80-tych
-Sentosa- wyspa rozrywki, byłam w Universal Studio(lepszy niż Disneyland), jest tam też plaża, generalnie tourist trap (pułapka dla turystów)- Harbour Front

Komunikacja:
Singapur jest wyjątkowo międzynarodowym miastem,  językiem oficjalnym jest angielski(choć to jest tzw. Singlish, ale w miarę zrozumiały;)), więc można bez problemu pytać o drogę etc. Trzeba pamiętać, że jest to też miasto zakazów, np. handel gumą do żucia został zakazany, można mieć problemy jak się ją też wwozi na terytorium Singapuru. Podobnie jak w Taipei, w metrze nie wolno jeść ani pić.

Transport:
Komunikacja jest absolutnie perfekcyjnie zorganizowana. Z lotniska do centrum można dojechać metrem(zielona linia), przystanek Changi Airport. Metro kursuje do około 23-ciej. Są bodajże 3 terminale, komunikacja między nimi to darmowe shuttle busy.
Żeby podróżować po Singapurze najlepiej kupić sobie kartę do metra/autobusów, trzeba ją doładowywać, nie ma biletów miesięcznych etc., ale są bilety turystyczne na 3 dni(zdjęcie). Ja miałam normalną kartę miejską, zapłaciłam za nią chyba 12 SSD, z czego 7 było do „mojej deyspozycji’. Na 5 dni wydałam około 30 SSD na transport. Kartę przykłada się do bramek kiedy się wchodzi na teren MRT i kiedy się z niego wychodzi(tak jak w Tajpej). Bilety jednorazowe kupuje się w automatach, po przejechaniu trasy trzeba je zwrócić, wtedy dostaje się 1dolar depozytu.

I jeszcze trochę singapurskiego słownictwa(pisownia fonetyczna- moja):
Jaja papaja- szpaner
Kiasu- szczurek, chce być lepszy niż inni
Giasi-ostrożny, nadmiernie bojący się o siebie
alamak- o mój Boże!
Lov, la, li- znak zapytania, taki "przecinek", tylko, że na końcu zdania:)

Co trzeba spróbować:
rojak; spring rolls, popiah, char kway tiao; carrot cake; hokkien mee; roti prata(pizzowate)  

1.       Dzień 1. (piątek)

Obudziłam się o 14J Na początek zatrzymałam się u mojej koleżanki z Polski- Kasi, w akademiku. Akademik to tak naprawdę mieszkanie studenckie: 4 osoby, 2 sypialnie +salon +kuchnia +łazienka. W łazience był prysznic + WC. Prysznic „wystawał ze ściany”, nie było kabiny prysznicowej, co mnie bardzo zdziwiło. A na klatce schodowej spotkałam jaszczurkę. Przez cały dzień i noc ćwierkają ptaki:P
Wieczorem wybrałam się do Asian Civilisation Museum, bo jest wstęp wolny dla turystów między 7-9 wieczorem. Udało mi się tam trafić, ale okazało się, że jest jakaś hinduska uroczystość/targi, więc muzeum jest zamknięte. Przez chwilę rozmawiałam z ochroniarzem, wyrażając swoje głębokie rozczarowanie i smutek. Poczłapałam powrotem na most, wtedy on mnie dogonił i dał 4 darmowe bilety jako rekompensatę!

Na moście porobiłam parę zdjęć i usłyszałam, że przechodząca obok mnie para rozmawia po polsku, więc zapytałam: „Polacy?”, co było tak naprawdę pytaniem retorycznym. Patryk i Asia, którzy są już tu na stałe, poprowadzali mnie po Marine Bay, razem oglądaliśmy pokaz laserów z Marine Sands(3 wieżowce połączone łodzią na górze). W międzyczasie jedna z kobiet z ulicy zapytała: „Czy mogą mi Państwo pomóc?” Okazało się, że to kolejna Polka, która przyjechała w odwiedziny do córki. Już całą czwórką poszliśmy na dosyć drogą kolację(food court całkiem przy zatoce), a potem rozdzieliliśmy się. Ja razem z 2-gą Polką poszłyśmy do Marine Sands, zobaczyłyśmy Kasyno(z obcym paszportem wejście gratis, dla tubylców 100 dolarów).

Hotel Marine Sands

Polacy w Singapurze- nasze Święto Niepodległości!



2.       Dzień 2. - sobota 
a la Chińczyk
Z samego rano wybrałam się do Asian Civilisation Museum. O 11-stej była darmowa wycieczka z przewodnikiem(Amerykanka, nauczycielka chińskiego). Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Były np. eksponaty religijne z Sumatry. Tam szamani porywali dzieci z innych plemion, a potem kiedy dzieci miały 8-9 lat zabijali je, następnie palili, a popiół wsypywali do różdżki, co dawało im magiczną moc. W museum była jedna różdżka, z prochem 2 dzieci. 
różdżka
Próbowały uciec, wiele osób im pomagało, jednak szaman znalazł je i  skonstruował różdżkę, która dodatkowo rzucała klątwę na osoby, które pomagały tym dzieciom. Po otwarciu museum okazało się, że ludzie niepewnie się czują w pobliżu tej różdżki, a wyznawacy tamtejszych religii wyczuwają energię/czyjąś obecność. Problem rozwiązano, kiedy usunięto prochy z różdżki.

Budda
Wiele też słuchałam o Buddzie. Wywodził się z bogatej rodziny. Jego ojciec chronił go przed wszelkimi „nieszczęściami” tego świata, nie dopuszczał do niego ludzi starszych, chorych etc., bo usłyszał przepowiednię, że musi o niego dbać, bo jego syn będzie przywódcą politycznym bądź religijnym. Kiedy budda dorósł i wyszedł na ulice, zobaczył „brzydotę” tego świata i zastanawiał się, jak od tego uciec. Mnisi nauczyli go wtedy medytacji. Udało mu się osiągnąć nirwanę, czyli, że wyzwolił się ze wszelkich pokus tego świata. Jedna z opowieści mówi, że zły duch chciał go zwieść i stawiał przed nim różne piękne kobiety. Budda był niewzruszony. Wtedy Zły zapytał, kto mu dał tę siłę. Wtedy budda dotknął ziemi i powiedział, że to stamtąd czerpie energię.  Na posągu jedną rękę ma wzniesioną , drugą ręką dotyka ziemi. Normalnie ludzie znają tylko świat, który ich otacza. On natomiast poprzez ten gest pokazał, że wie wszystko, zna wszystko i że jest wszechmocny- nie ruszając się, może wszystko.  Było też kilka opowieści o hinduskim pawiu i o małpie z głową lwa.

Nasze międzynarodowe trio
W muzeum poznałam 2 chłopaków: Kandayjczyka(z Birmy) i Amerykanina( z Indii). Razem wybraliśmy się do dzielnicy indyjskiej(miałam okazję wypróbować tradycyjne hinduskie lody) i arabskiej, byliśmy w meczecie, na shieshy i na lunchu. Świetnie się dogadywaliśmy, niestety Amerykanin miał lot tego samego dnia, więc tylko z Kandyjczykiem pozostałam w kontakcie i mogliśmy razem zwiedzaćJ Wieczorem kuzynka Kanadyjczyka zabrała nas na Sentosę, gdzie nocą obejrzeliśmy wodno-świetlny pokaz, następnie w Chilis (sieciówka z amerykańsko-meksykańskim jedzeniem) zjedliśmy kolację.























3 dzień
Rano spotkałam się z Amandą, do której miałam się przeprowadzić. Poszłyśmy do China Town. Tam popróbowałam tutejszych specjałów, kupiłam kilka pamiątek, a potem razem z Kanadyjczykiem pojechaliśmy na Pulau Ubin. Jest to dosyć daleko od centrum. Najpierw na koniec fioletowej linii, potem autobusem nad wybrzeże, a potem łódką na wyspę. Wyspa wygląda jak niektóre stare polskie wioski dzisiaj. Zwiedza się ją na rowerze(2dollary za godzinę). W puszczy zaskoczyła nas tropikalna burza, więc byliśmy całkowicie przemoczeni. Dodatkowo często spotykaliśmy na naszej drodze dziki.

Wieczorem ponownie dołączyła do nas kuzynka Kanadyjczyka i  jedliśmy sushiJ


ja i Amanda

kocham azjatyckie manekiny

...i zegarki













4       Dzień 4.- poniedziałek
Cały dzień spędziłam z Kanadyjczykiem na Sentosie. Na Sentosie są 2 różne pakiety atrakcji do wykupienia. Jeden z nich to Universal Studio(60 dollarów), drugi to Sentosa bez Universal(60 dollarów). Jako, że drugi pakiet to np. wypożenie rowerów czy wspinaczka linowa, to postanowiliśmy wypróbować Universal Studio. Zdecydowanie strzał w 10! Szczególnie polecam rollercoaster w Starożytnym Egipcie- „Zemsta Mumii”- podziemny oraz niebieski w Science Fiction. Poza tym są 2 super przedstawienia z aktorami: jedno w Waterwold- aktorzy byli w czymś w stylu osady na dzikiej wyspie, najechani przez piratów, zaczęła się prawdziwa strzelanina, przegrani zostali zrzucani do wody z dosyć dużych wysokości, w zatoce wylądował samolot, my też oczywiście zostaliśmy oblani wodą, czuliśmy żar ognia w trakcie eksplozji....Niesamowite widowisko, takie rzeczy widzi się tylko w filmach, tu mieliśmy okazję być prawie że na planie filmowym. Drugie przedstawienie to musical, w którym udział brali aktorzy przebrani za powtory (Drakula, Frankenstein, Mumia). Mega! Fajne było też kino 4D ze Shrekiem(oprócz okularów 3D można było poczuć wiatr, ruszające się siedzenia, pająki, wodę etc.) i efekty specjalne(ogień, woda etc.) w  New York. Poza tym na ulicy było wiele osób przebranych za bohaterów filmowych(razem z nimi chodzili pracownicy muzeum, którzy pomagali turystom robić zdjęcia), na scenach występowali piosenkarze, po prostu na każdym rogu jakieś show! Jedliśmy pizzę w Hollywood(ćwiartka dużej+Cola=13 dolarów, droga, ale dobraJ).

Wieczorem wybraliśmy się na Clarke Quay- dzielnicę klubową. Zasiedliśmy w shiesha barze0 Sanrig-co było kolejnym strzałem w 10. Obok naszego stolika była scena, na której 3-krotnie były pokazy tańca brzucha i jeszcze gry na bębenku. Spróbowałam tam drinka Singapure Sling, smakuje trochę jak Tequila. Dołączyła do nas Jasmine, która opowiedziała trochę o swoich podróżach po Azji, a potem mieliśmy małe after party u Amandy.































5         
dzień

Jadłam tosty z masą kokosową i na wpół-gotowane-jajko, popijając bawarką.


"Po czym poznać hinduską świątynię? Po krowach" ;)


Tajpej już mnie witało nawet w metrze w Singapurze...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz